Kiedyś na studiach miałem „przyjemność” zmierzyć się z niejakim „C/C++”. To jeden ze strukturalnych języków programowania. Niektórzy czytelnicy z odpowiednim peselem mogą pamiętać. Celem było uzyskanie zaliczenia z przedmiotu zwanego „Programowanie Obiektowe”. Gdyby nie pospolite ruszenie i pomoc kolegów-programistów, część roku miałaby powtórkę „z rozrywki”. Udało się. Zdałem i zapomniałem. I programistą też nie zostałem.

Dziś świat programistów (zwanych developerami) wsparty specyficznym żargonem branżowym, którego zwykły naturszczyk nie zrozumie, nadal jest dla mnie zagadką. Szybko zmieniające się trendy, nowe technologie czy rosnące wymogi bezpieczeństwa wymagają od programistów elastyczności i szybkiej adaptacji do zmian. Dlatego programiści od zawsze byli dla mnie jak magicy, gdyż tworzyli z nicości realne rozwiązania. Dotąd myślałem, że ten świat nie jest dla każdego. Aż do dziś.

„programista jak budowlaniec”

Branża budowalna podobna jest do programowania. Na początku jest koncepcja. Zaczynamy od dziury w ziemi. Potem przychodzą ludzie, wjeżdża sprzęt, powstaje budynek. W programowaniu też na początku jest pomysł. Zaczynamy od pustego wiersza, a w efekcie powstaje realna aplikacja. Magia… Tak czy inaczej, bez odpowiedniego doświadczenia i wiedzy Przeciętny Kowalski nie zostanie Kierownikiem Budowy. To niech zostanie programistą!

Dziś praktycznie każdy jest zdobny do tego, aby napisać własną aplikację – czy to prywatnie, do liczenia budżetu domowego, czy na potrzeby firmy do rozliczania urlopów, delegacji, prowizji. Nie musimy mieć wiedzy programisty i znać się na kodzie. Mamy to szczęście, że żyjemy w czasach, które na nowo definiują kodowanie i dostarczanie aplikacji. W ostatnim czasie odpowiedzią na te potrzeby są dwa dość widoczne trendy: „no-code” – budujesz aplikacje „bez kodu” i „low-code” – tu trzeba trochę się znać i kod jest, ale nadal pracujemy na gotowych klockach „przeciągnij i upuść”.

„a do tego aplikacja z…Excela”

Na początku roku znajomy pokazał mi narzędzie, które z każdego Excela zrobi aplikację. Nie uwierzyłem. Kiedyś człowiek umiał w makra czy macierze odwrotne, ale żeby można było z tabelki zrobić aplikację? Po 50 min zostałem skonwertowany na wierzącego. Zobaczyłem prostą, ale w pełni działającą aplikację do rozliczania urlopów. Tak oto pojawił się kolejny trend – a może rewolucja, której już nie zatrzymamy. Czy to oznacza koniec nauki programowania w wymiarze, który dziś znamy?

„sky is the limit”

Być może jednak to herezja i programowanie nie jest dla każdego. Niegdyś za herezje palili na stosie.  Dziś są to na szczęście zamiast pochodni argumenty do otwartej dyskusji. Wiedza daje większe możliwości, programowanie bez kodu jest mało bezpieczne, doświadczenie pozwala na oszczędność czasu i kosztów pracy. Trudno się z tym nie zgodzić. Ale argument za tym, że aplikacje zabiorą za chwilę pracę programistom (sic!) totalnie do mnie nie przemawia. A takie coraz częściej słyszę.

Jestem tylko jednym z milionów użytkowników. Skoro moje pokolenie sobie świetnie radzi, to jestem bardzo ciekaw, jak potencjał tych rozwiązań wykorzystają kolejne generacje. Szczególnie w procesie budowania własnej tożsamości wyrażonej w formie mobilnej, cyfrowej, dostępnej tu i teraz. Będą tworzyć potrzebne im aplikacje, by komunikować siebie, swoje potrzeby, sprzedawać cyfrowe tokeny. Wniosek? statystyczny „Kowalski” będzie budował, zatem będzie…developerem.