Rynki kryptowalut ponownie udowodniły, że nie żyją w próżni. W piątek Bitcoinl zanotował spadek o ponad 8%, osuwając się do poziomu ok. 105 tys. USD, po tym jak prezydent USA Donald Trump ogłosił podwojenie ceł na chiński eksport – aż do 100% – oraz wprowadzenie kontroli na eksport „każdego krytycznego oprogramowania”. To odpowiedź Waszyngtonu na wcześniejsze limity Pekinu dotyczące eksportu minerałów ziem rzadkich, kluczowych dla produkcji półprzewodników, elektroniki i infrastruktury energetycznej.
Sygnał z Białego Domu wywołał gwałtowną przecenę na globalnych rynkach – indeks S&P 500 spadł o ponad 2%, a nastroje inwestorów wyraźnie przesunęły się w stronę „risk-off”. Ethereum, druga co do wielkości kryptowaluta, straciła blisko 6%, schodząc poniżej 3,7 tys. USD.
Choć Bitcoin bywa przedstawiany jako „cyfrowe złoto”, ostatnie wydarzenia przypominają, że w momentach geopolitycznych napięć wciąż zachowuje się raczej jak aktywo spekulacyjne niż bezpieczna przystań. W ubiegłych kwartałach kryptowaluty korzystały z narracji o hedgingu przed inflacją i słabością dolara. Tym razem konflikt handlowy wywołał reakcję odwrotną – inwestorzy uciekają do gotówki, obligacji i tradycyjnych safe haven, takich jak złoto.
Eskalacja technologiczno-handlowa między USA a Chinami wchodzi przy tym w nową fazę. O ile wcześniejsze rundy dotyczyły stali, układów scalonych czy aplikacji mobilnych, tak teraz punktem zapalnym stał się eksport oprogramowania i kluczowych surowców dla technologii przyszłości. To może uderzyć nie tylko w Big Tech, ale również w cały sektor Web3 i blockchain, który w dużej mierze bazuje na globalnych łańcuchach dostaw sprzętu i infrastruktury obliczeniowej.
Dla rynku kryptowalut piątkowy ruch to przypomnienie, że globalna makroekonomia – nie tylko regulacje branżowe – pozostaje głównym czynnikiem ryzyka. W najbliższych tygodniach inwestorzy będą mniej patrzeć na halvingi i ETF-y, a bardziej na nagłówki z Waszyngtonu i Pekinu.