Migracja do chmury obiecywała firmom elastyczność i skalowalność, o jakich nie mogły marzyć w erze lokalnych serwerowni. Jednak za obietnicą niemal nieskończonych zasobów i zwinności kryje się rosnąca zależność od kilku amerykańskich gigantów technologicznych. Dla Europy to nie tylko wyzwanie biznesowe, ale strategiczny dylemat dotyczący suwerenności cyfrowej, danych i przyszłości jej gospodarki.
Dekadę temu argumenty za chmurą były nie do odparcia. Utrzymywanie własnej infrastruktury IT, zwymiarowanej na szczytowe obciążenia, oznaczało, że przez większość czasu kosztowne serwery pozostawały bezczynne. Model chmurowy, oferujący zasoby na żądanie i płatność za faktyczne zużycie (pay-as-you-go), jawił się jako rewolucja w efektywności. Firmy z entuzjazmem porzucały swoje serwerownie na rzecz usług oferowanych przez Amazon Web Services (AWS), Microsoft Azure i Google Cloud.
Jednak to, co początkowo było postrzegane jako czysta optymalizacja kosztów i technologii, z czasem ukazało swoje drugie oblicze.
Pułapki ukryte w chmurze
Pierwszym twardym lądowaniem dla wielu firm okazały się koszty. Choć model subskrypcyjny wydaje się przewidywalny, rzeczywiste rachunki za chmurę potrafią zaskoczyć. Jednym z kluczowych, a często niedocenianych czynników, są tzw. opłaty za wyjście (egress fees) – koszty związane z transferem danych na zewnątrz platformy dostawcy. Choć wprowadzenie danych do chmury jest zazwyczaj darmowe lub tanie, ich odzyskanie lub przeniesienie do innego usługodawcy wiąże się ze znacznymi opłatami.
Taka struktura cenowa w subtelny sposób prowadzi do zjawiska “vendor lock-in”, czyli uzależnienia od jednego dostawcy. Im więcej danych i procesów firma przeniesie do ekosystemu AWS, Azure czy Google, tym trudniejsza i droższa staje się ewentualna zmiana platformy. W rezultacie, zamiast wolnego rynku i elastyczności, klienci często stają przed wyborem między rosnącymi kosztami a skomplikowaną i kosztowną migracją.
Starcie regulacji: RODO kontra CLOUD Act
Problem wykracza jednak daleko poza finanse. Prawdziwym polem bitwy staje się suwerenność danych. Zgodnie z danymi Synergy Research Group, trzej amerykańscy hiperskalerzy kontrolują obecnie około 70% europejskiego rynku usług chmurowych. Mimo że ich centra danych znajdują się na terenie UE, podlegają oni amerykańskiemu prawu, w szczególności ustawie CLOUD Act.
Regulacja ta pozwala amerykańskim organom ścigania żądać dostępu do danych przechowywanych przez amerykańskie firmy, niezależnie od lokalizacji serwerów. Stoi to w bezpośredniej sprzeczności z unijnym ogólnym rozporządzeniem o ochronie danych (RODO), które ściśle reguluje transfer danych osobowych poza Europejski Obszar Gospodarczy.
Dla europejskich firm, zwłaszcza z sektorów infrastruktury krytycznej, finansów czy ochrony zdrowia, tworzy to fundamentalne ryzyko prawne i biznesowe. Jak można zagwarantować poufność danych klientów i tajemnic handlowych, skoro mogą one zostać udostępnione na żądanie zagranicznych służb, bez wiedzy i kontroli europejskich sądów?
Problem ten nabiera szczególnego znaczenia w dobie rewolucji AI. Efektywne modele sztucznej inteligencji wymagają dostępu do ogromnych, często wrażliwych, zbiorów danych firmowych. Niechęć do powierzania tych strategicznych zasobów amerykańskim korporacjom jest naturalną konsekwencją konfliktu jurysdykcji.
W poszukiwaniu alternatywy
Europa dostrzega problem i próbuje działać. Najbardziej znaną inicjatywą jest Gaia-X, projekt mający na celu stworzenie sfederowanej, bezpiecznej i interoperacyjnej infrastruktury danych. Celem Gaia-X nie jest budowa jednego “europejskiego hiperskalera”, który konkurowałby bezpośrednio z AWS czy Microsoftem. Chodzi raczej o stworzenie wspólnych standardów i ram, które umożliwią współpracę mniejszym, regionalnym dostawcom usług chmurowych i zapewnią przenośność danych oraz zgodność z europejskim prawem.
Mimo tych starań, droga do cyfrowej suwerenności jest wyboista. Udział europejskich dostawców w rodzimym rynku chmury, choć stabilny, od lat utrzymuje się na poziomie zaledwie 15%. Amerykańscy giganci inwestują w Europie miliardy euro każdego kwartału, budując kolejne centra danych i poszerzając portfolio usług. Dla lokalnych graczy, takich jak niemiecki Deutsche Telekom czy francuski OVHcloud, dorównanie tej skali inwestycji jest niemal niemożliwe.
Przyszłość europejskiej chmury nie leży prawdopodobnie w całkowitym odrzuceniu globalnych dostawców, lecz w budowie zdywersyfikowanego i odpornego ekosystemu. Kluczowe będzie wspieranie regionalnych specjalistów, rozwój otwartych standardów w ramach takich inicjatyw jak Gaia-X oraz promowanie rozwiązań multi-cloud, które pozwalają firmom korzystać z usług wielu dostawców jednocześnie, minimalizując ryzyko uzależnienia.
Dla europejskiego sektora IT oznacza to konieczność strategicznego przemyślenia swojej drogi w chmurze. Nie chodzi już tylko o to, gdzie jest taniej i wydajniej, ale przede wszystkim o to, gdzie jest bezpieczniej i kto realnie kontroluje najcenniejszy zasób cyfrowej gospodarki – dane.