Każdy z nas to widział w sklepie spożywczym. Ulubiona tabliczka czekolady, która kiedyś ważyła 100 gramów, nagle waży 90, choć cena na półce ani drgnęła. Zjawisko shrinkflacji – czyli ukrytego wzrostu cen poprzez zmniejszanie produktu – przestaje być jednak domeną wyłącznie rynku FMCG. Wszystko wskazuje na to, że nadchodząca wiosna przyniesie nam technologiczną wersję tego trendu. Tym razem jednak „odchudzone” zostaną nie słodycze, a konfiguracje naszych laptopów i stacji roboczych.
Przez lata branża IT przyzwyczaiła nas do komfortowego trendu: każda kolejna generacja sprzętu oferowała więcej mocy obliczeniowej i pamięci za te same (lub niższe) pieniądze. Prawo Moore’a i ekonomia skali działały na korzyść klienta końcowego. Ten mechanizm właśnie się zacina. Powodem są gwałtowne turbulencje na rynku pamięci RAM, gdzie ceny modułów DDR5 w ostatnich tygodniach wystrzeliły o 100, a w skrajnych przypadkach nawet o 200 procent. To wstrząs, którego nie da się zamieść pod dywan, a jego skutki odczujemy szybciej, niż myślimy.
Koniec ery bezpiecznych zapasów
Do tej pory rynek PC był w pewnym sensie impregnowany na te podwyżki. Wielcy gracze, tacy jak HP, dysponowali potężnymi zapasami magazynowymi, które działały jak bufor bezpieczeństwa, amortyzując skoki cen komponentów u dostawców. Dzięki temu cenniki u dystrybutorów pozostawały względnie stabilne, mimo że na giełdach podzespołów panowała gorączka.
Jednak ten okres ochronny dobiega końca. Enrique Lores, CEO HP, nie pozostawia złudzeń w swoich prognozach rynkowych. Sygnalizuje on jasno, że zgromadzone przez giganta zapasy wyczerpią się prawdopodobnie do wiosny przyszłego roku. To kluczowy moment dla całego kanału sprzedaży. Gdy magazyny opustoszeją, producenci będą musieli wyjść na rynek i kupić komponenty po nowych, drastycznie wyższych stawkach.
Dla resellera i integratora oznacza to jedno: obecne cenniki to relikt przeszłości, który utrzyma się jeszcze tylko przez kwartał, może dwa. Potem nastąpi bolesne zderzenie z nowym kosztem BOM (Bill of Materials).
Mniej RAM-u albo wyższa faktura
Tu dochodzimy do sedna problemu, czyli wspomnianej shrinkflacji. Producenci sprzętu doskonale wiedzą, że rynek – zwłaszcza w segmencie podstawowym (entry-level) oraz w sektorze MŚP – jest niezwykle wrażliwy na cenę. Podniesienie ceny podstawowego laptopa biurowego o 15-20% może drastycznie wyhamować popyt.
Jaką strategię przyjmie branża? Zgodnie z przewidywaniami płynącymi z obozu HP, aby utrzymać określone punkty cenowe (price points), producenci będą zmuszeni do cięcia specyfikacji. W praktyce może to oznaczać, że model, który w tym roku standardowo oferowany był z 16 GB pamięci RAM, w przyszłym roku w tej samej cenie będzie miał na pokładzie jedynie 8 GB.
Urządzenia z „przyzwoitą” ilością pamięci nie znikną, ale nieuchronnie przesuną się do kategorii premium. Klient będzie miał wybór: zaakceptować gorszą wydajność w starym budżecie lub sięgnąć głębiej do kieszeni.
O ile w przypadku potężnych stacji roboczych dla inżynierów czy grafików firmy prawdopodobnie „przełkną to kwaśne jabłko” – bo tam wydajność jest krytyczna dla biznesu – o tyle w przypadku masowych zamówień do biur czy szkół, możemy spodziewać się powrotu do konfiguracji, które jeszcze niedawno uważaliśmy za absolutne minimum, by nie powiedzieć: przeżytek.
Dlaczego jest tak drogo? Niewidzialny podatek od AI
Można by zapytać: dlaczego pamięć drożeje akurat teraz, gdy rynek PC wciąż liże rany po post-pandemicznym spowolnieniu? Odpowiedź jest krótka: Sztuczna Inteligencja.
Branża PC stała się w pewnym sensie zakładnikiem rewolucji AI. Producenci pamięci, tacy jak Micron czy Samsung, działają racjonalnie. Widząc nienasycony apetyt gigantów technologicznych na serwery do trenowania modeli językowych, przekierowują swoje moce produkcyjne na wytwarzanie pamięci HBM (High Bandwidth Memory). To właśnie te kości są niezbędne do działania akceleratorów AI i to na nich generuje się obecnie najwyższe marże.
Problem w tym, że fabryka półprzewodników to nie piekarnia – nie da się z dnia na dzień zmienić asortymentu ani dobudować nowej linii produkcyjnej. Budowa nowych fabryk trwa lata i kosztuje miliardy dolarów. Skoro więc linie produkcyjne są zajęte wytwarzaniem drogiej pamięci dla serwerów AI, brakuje miejsca na produkcję „zwykłego” RAM-u do laptopów.
Mamy do czynienia z klasycznym efektem domina. Produkcja DDR4 została w dużej mierze wygaszona (co już podbiło jej ceny), a podaż DDR5 nie nadąża za popytem, bo priorytetem jest HBM. W rezultacie, kupując zwykłego laptopa do Excela, płacimy swoisty „podatek”, który finansuje budowę centrów danych Mety czy Google’a, napędzanych tysiącami procesorów Nvidia Blackwell.
Rynek nie znosi próżni, a rachunek ekonomiczny jest nieubłagany. W 2026 roku AI nie tylko zmieni sposób, w jaki pracujemy, ale też realnie wpłynie na to, na jakim sprzęcie przyjdzie nam tę pracę wykonywać. Wiele wskazuje na to, że nadchodząca wiosna w branży hardware będzie wyjątkowo kosztowna.
