Retoryka polityczna wokół chipów nabiera nowego wymiaru. Najnowsze wypowiedzi Donalda Trumpa, który zagroził TSMC 100-procentowym podatkiem celnym, jeśli firma nie zbuduje fabryk w USA, wpisują się w coraz ostrzejszą narrację dotyczącą narodowego bezpieczeństwa i suwerenności technologicznej.
Tajwański gigant, który produkuje ponad 60% globalnych chipów na zamówienie, już wcześniej ogłosił budowę zakładu w Phoenix oraz ambitne plany zainwestowania kolejnych 100 miliardów dolarów w pięć nowych fabryk na terenie USA. Z jednej strony, to dowód na długoterminowe zaangażowanie TSMC w amerykański rynek. Z drugiej – krok ten ma równie wiele wspólnego z kalkulacją polityczną, co z ekonomiczną.
Retoryka kontra rzeczywistość
Trump, w swoim wystąpieniu podczas wydarzenia Republikańskiego Komitetu Kongresowego, uderzył w decyzję administracji Bidena o przyznaniu 6,6 miliarda dolarów dotacji dla TSMC Arizona, twierdząc, że „firmy półprzewodnikowe nie potrzebują pieniędzy”. To typowa dla Trumpa narracja – twardy biznes zamiast rządowych dotacji. Ale kontekst jest szerszy.
USA wciąż są w tyle, jeśli chodzi o zaawansowaną produkcję chipów. Nawet zakład w Phoenix – choć postrzegany jako symbol amerykańskiej niezależności technologicznej – będzie produkował układy starszej generacji (4 i 5 nm), podczas gdy najnowsze litografie pozostaną na Tajwanie.
Ryzyka regulacyjne i rysa na wizerunku
TSMC stoi dziś także przed potencjalnie poważnym kryzysem wizerunkowym. Reuters ujawnił, że firma może zapłacić miliardową karę za chip, który – wbrew ograniczeniom eksportowym – trafił do procesora Huawei. Jeśli zarzuty się potwierdzą, uderzy to nie tylko w reputację TSMC, ale i w jej relacje z Departamentem Handlu USA. A to z kolei może wpłynąć na tempo wydawania licencji eksportowych i zatwierdzanie kolejnych projektów.
Z perspektywy kanału IT warto zadać pytanie: co ta wojna o chipy oznacza dla dystrybutorów, integratorów i producentów OEM? Po pierwsze – większą nieprzewidywalność cen i dostępności komponentów. Po drugie – rosnącą presję na lokalizację łańcuchów dostaw. Po trzecie – potrzebę dostosowania ofert i strategii do coraz bardziej zróżnicowanych wymagań regulacyjnych.
Nie chodzi już tylko o konkurencyjność technologii, ale o to, gdzie i przez kogo są one produkowane. Decyzje inwestycyjne TSMC będą mieć realny wpływ na harmonogramy dostaw, relacje z partnerami i dostępność produktów na rynkach lokalnych.
Dekada deglobalizacji?
Wypowiedzi Trumpa – niezależnie od tego, czy wróci do Białego Domu – wpisują się w szerszy trend: redefinicję globalizacji w świecie high-tech. TSMC, jako symbol efektywności globalnych łańcuchów dostaw, stoi dziś na rozdrożu. Musi pogodzić interesy klientów, rządów i własnych akcjonariuszy. Dla kanału IT to sygnał, że warto uważnie śledzić nie tylko premiery nowych układów, ale i polityczne komunikaty zza oceanu. Bo przyszłość chipów coraz częściej rysowana jest nie w laboratoriach, lecz na mównicach polityków.