5 mitów cyberbezpieczeństwa, które mogą kosztować firmę więcej niż atak hakerski

To nie firewalle czy antywirusy są najsłabszym ogniwem, lecz człowiek. Mimo rosnącej świadomości, wiele firm wciąż opiera swoją strategię bezpieczeństwa na mitach, które zamiast chronić – narażają na ryzyko.

Izabela Myszkowska
Cyberbezpieczeństwo, cyberbezpieczeństwa
źródło: Freepik

Choć cyberataki stają się coraz bardziej zaawansowane, wiele firm wciąż trzyma się przestarzałych przekonań na temat bezpieczeństwa IT. Największe zagrożenie? Człowiek – nie technologia. Ataki socjotechniczne wykorzystujące nieuwagę i nawyki pracowników są dziś skuteczniejsze niż klasyczne włamania do systemów. Oto pięć mitów, które nadal dominują w myśleniu o cyberbezpieczeństwie – i które mogą okazać się kosztowne.

Mit 1: „Im częściej zmieniamy hasło, tym bezpieczniej”

To jeden z najbardziej rozpowszechnionych mitów. Regularna zmiana haseł zazwyczaj skutkuje banalnymi modyfikacjami typu „Haslo1234” → „Haslo1235”. W efekcie ataki typu brute-force mają ułatwione zadanie. Tymczasem nowoczesne zabezpieczenia opierają się na MFA (Multi-Factor Authentication) i rozwiązaniach typu passwordless – np. logowaniu biometrycznym czy tokenach sprzętowych. Ważne też, by firmy wykorzystywały narzędzia typu ITDR do wychwytywania naruszonych poświadczeń i reagowały na realne wycieki danych.

Wniosek: Hasło to dziś jedynie element układanki. Bez MFA to jak kłódka bez drzwi.

Mit 2: „Zaszyfrowany załącznik to bezpieczny załącznik”

Szyfrowanie budzi zaufanie, ale bywa zwodnicze. Coraz częściej to właśnie szyfrowane załączniki są nośnikami złośliwego oprogramowania, zwłaszcza jeśli pochodzą z przejętych kont. Etykiety typu [ZEWNĘTRZNE] w skrzynkach mailowych bywają ignorowane, a pracownicy nie zawsze potrafią rozpoznać, że wiadomość pochodzi z podszytej domeny.

Ad imageAd image

Wniosek: Szyfrowanie nie zastąpi czujności. Szkolenia i filtry anomalii muszą iść w parze z technologią.

Mit 3: „Skoro strona ma HTTPS, to jest bezpieczna”

Certyfikat SSL zapewnia szyfrowanie – ale nie gwarantuje wiarygodności. Fałszywe strony z SSL są normą, nie wyjątkiem. Różnice typu g00gle.com zamiast google.com to klasyka phishingu, a przy coraz lepszych metodach podszywania się, pracownicy łatwo mogą paść ofiarą.

Wniosek: Edukacja pracowników w zakresie weryfikacji adresów URL to dziś absolutne minimum.

Mit 4: „Kliknięcie w zły link = zainfekowany komputer”

Nie każde kliknięcie oznacza katastrofę, ale ostrożność wciąż jest wymagana. Zagrożeniem są dziś nie tyle przypadkowe kliknięcia, co ukierunkowane działania – np. spreparowane zaproszenia do kalendarza czy linki maskujące phishing.

Wniosek: Potrzebujemy nie tyle paniki, co świadomości. Klikanie nie zabija – brak refleksji już tak.

Mit 5: „Publiczne Wi-Fi to wrota do piekła”

Rzeczywiście, publiczne Wi-Fi może stanowić zagrożenie, ale jego demonizacja bywa przesadzona. Przejęcie danych z otwartych sieci wymaga dziś specjalistycznych narzędzi i sporych zasobów. Paradoksalnie, lepiej zabezpieczone są niektóre hotspoty niż źle skonfigurowane prywatne sieci firmowe.

Wniosek: To nie miejsce połączenia decyduje o bezpieczeństwie, a polityka dostępu i szyfrowanie.

Cyfrowe bezpieczeństwo to nie technologia – to nawyk

Nowoczesne podejście do bezpieczeństwa wymaga połączenia architektury zero trust, automatycznego wykrywania zagrożeń (w tym AI) i stałego doszkalania użytkowników. Im szybciej firmy porzucą stare mity, tym skuteczniej zbudują odporną kulturę bezpieczeństwa. Bo największym ryzykiem nie są hakerzy – tylko błędne założenia, że „nas to nie dotyczy”.

TEMATY:
Udostępnij