Blockchain i komputery kwantowe — dwa pojęcia, które przez lata funkcjonowały raczej w osobnych światach. Pierwsze kojarzy się z kryptowalutami i zdecentralizowanymi bazami danych, drugie — z przyszłością obliczeń, owianą tajemnicą i pełną fizycznych osobliwości. Tymczasem D-Wave, jeden z pionierów obliczeń kwantowych, postanowił połączyć te światy i sprawdzić, czy kwantowa technologia może nadać blockchainowi nowy impuls. Wyniki? Interesujące — choć z wyraźnym zastrzeżeniem: potencjał jest duży, ale biznesowe uzasadnienie jeszcze nie do końca dojrzało.
Nowa architektura, stara idea
D-Wave zaprezentował nowy model blockchainu, w którym kluczowe operacje – takie jak generowanie i walidacja skrótów – realizowane są nie przez klasyczne maszyny z GPU, ale przez komputery kwantowe. W eksperymencie wzięły udział cztery kwantowe węzły rozsiane po Kanadzie i USA, działające w modelu rozproszonym. Co ciekawe, każdy z nich należał do innego pokolenia sprzętowego, a mimo to sieć funkcjonowała stabilnie.
Za techniczną warstwą innowacji stoi algorytm zoptymalizowany pod kątem pracy maszyn kwantowych opartych na tzw. „wyżarzaniu kwantowym” (quantum annealing) – specjalności D-Wave. Celem jest bardziej efektywne energetycznie podejście do „proof-of-work” – mechanizmu znanego m.in. z Bitcoina.
Kwantowe kopanie: rewolucja energetyczna?
W tradycyjnym modelu blockchainu proof-of-work, ogromna moc obliczeniowa zużywana jest na rozwiązywanie kryptograficznych łamigłówek. Ten proces, choć skuteczny w zapewnianiu bezpieczeństwa i nieprzewidywalności, jest też niesamowicie energochłonny. Szacuje się, że globalna sieć wydobywcza Bitcoina zużywa tyle energii, co cały kraj średniej wielkości — np. Polska.
D-Wave twierdzi, że ich podejście może zredukować zapotrzebowanie na energię nawet tysiąckrotnie. Jeśli to się potwierdzi, może to stanowić realny przełom — przynajmniej na papierze.
Gdzie jest haczyk?
Choć wyniki testów wyglądają obiecująco, praktyczna wartość dodana – przynajmniej na dziś – pozostaje ograniczona. Po pierwsze, obecny ekosystem blockchainowy (szczególnie kryptowalutowy) jest głęboko zakorzeniony w klasycznej infrastrukturze – komputerach z GPU, ASIC-ach, centrach danych. Nie ma ekonomicznego bodźca, by „przesiadać się” na kwanty, skoro obecne rozwiązania pozwalają na efektywne zarabianie.
Po drugie, tam gdzie blockchain znajduje bardziej „profesjonalne” zastosowania – w logistyce, sektorze finansowym czy zarządzaniu tożsamością – skala nie jest na tyle duża, by kwestia zużycia energii była aż tak krytyczna. A to właśnie na ten segment celuje D-Wave, promując swój model jako rozwiązanie dla organizacji, które mogą sobie pozwolić na wdrożenie kwantowych komponentów.
Bezpieczeństwo kwantowe – rzeczywista przewaga?
Ciekawą przewagą, na którą wskazuje D-Wave, jest pełna eliminacja klasycznych maszyn z procesu generowania skrótów blockchain. Całość odbywa się wyłącznie w domenie kwantowej, co – przynajmniej teoretycznie – dodaje dodatkową warstwę bezpieczeństwa i odporności na znane typy ataków. Czy to faktycznie przełom? To zależy od kontekstu zastosowania i poziomu zagrożeń, z jakimi mierzy się konkretna sieć.
Leap w przyszłość?
D-Wave udostępnia swoją platformę chmurową Leap organizacjom zainteresowanym testami lub integracją nowego podejścia. Firma deklaruje otwartość na współpracę i wspólne projekty pilotażowe, które mogłyby doprowadzić do realnych wdrożeń.
Ciekawostka, ale jeszcze nie przełom
Eksperyment D-Wave jest technologicznym pokazem siły, który z pewnością zainteresuje specjalistów IT, badaczy i entuzjastów blockchainu. Trudno jednak na tym etapie mówić o bezpośredniej rewolucji. To raczej zapowiedź kierunku, w którym może zmierzać rozwój blockchainu – jeśli tylko komputery kwantowe wyjdą poza laboratoria i staną się realnym komponentem infrastruktury IT.