Dlaczego przywództwo w Intelu ma znaczenie strategiczne dla USA

Klaudia Ciesielska
7 Min
Donald Trump
źródło: The White House

Publiczne wezwanie do dymisji prezesa jednej z najważniejszych firm technologicznych na świecie to wydarzenie, które wstrząsa rynkami i przyciąga uwagę mediów. Afera wokół nowego CEO Intela, jego konfliktu interesów i finansowych powiązań z Chinami, jest na pozór klasycznym przykładem korporacyjnego dramatu.

Jednak sprowadzanie tej sytuacji wyłącznie do biznesowego sporu byłoby fundamentalnym błędem. Jesteśmy świadkami czegoś znacznie większego: to potyczka w nowej, globalnej grze o dominację, w której firmy takie jak Intel stały się polem bitwy, a technologia – ostatecznym narzędziem władzy.

To nie jest już tylko biznes. To geopolityka w najczystszej postaci.

Nowy wyścig kosmiczny i punkty krytyczne

Aby w pełni zrozumieć, dlaczego Biały Dom decyduje się na tak bezprecedensową interwencję, musimy cofnąć się w czasie. W XX wieku wyścig kosmiczny nie był jedynie naukową rywalizacją o to, kto pierwszy postawi stopę na Księżycu. Był to globalny pokaz siły, technologicznej potęgi i ideologicznej wyższości.

Ad imageAd image

Każdy start rakiety, każda udana misja była manifestacją narodowej mocy. Dziś rolę tamtego wyścigu przejęła technologia. Hegemonia w dziedzinie sztucznej inteligencji, obliczeń kwantowych, a przede wszystkim – w zdolności do projektowania i produkowania najbardziej zaawansowanych półprzewodników – jest XXI-wiecznym ekwiwalentem lądowania na Srebrnym Globie.

W tej nowej zimnej wojnie technologicznej korporacje przestały być wyłącznie prywatnymi przedsiębiorstwami. Stały się strategicznymi aktywami narodowymi, a ich fabryki i centra badawcze to infrastruktura krytyczna o znaczeniu porównywalnym z elektrowniami atomowymi czy sieciami telekomunikacyjnymi.

Kontrola nad łańcuchem dostaw chipów to dziś forma globalnej władzy – zdolność do napędzania własnej gospodarki i wojska, a jednocześnie możliwość odcięcia od niej rywali.

Z tej perspektywy, bezkompromisowa postawa Waszyngtonu wydaje się wręcz logiczna. Pozwolenie, by na czele firmy stanowiącej filar amerykańskiej strategii technologicznej stała osoba z rozległymi powiązaniami inwestycyjnymi w konkurencyjnym mocarstwie, jest postrzegane jako niedopuszczalne ryzyko.

To ekwiwalent sytuacji, w której w latach 60. dyrektor programu Apollo prowadziłby interesy z radzieckim przemysłem. W optyce bezpieczeństwa narodowego jest to luka, której nie można tolerować, niezależnie od kompetencji menedżerskich danej osoby.

Decyzja polityków nie jest więc kaprysem, lecz zimną kalkulacją w grze o najwyższą stawkę.

Niewygodna prawda: Zakład o losy imperium na rannym czempionie

Problem w tym, że ta żelazna logika zderza się z brutalną rzeczywistością biznesową. Rząd Stanów Zjednoczonych nie stawia bowiem na zdrowego, silnego czempiona u szczytu formy.

Stawia na giganta, który od lat znajduje się w defensywie i na wielu frontach przegrywa walkę o technologiczną przyszłość. I to właśnie ten fakt czyni całą sytuację tak niezwykle niebezpieczną.

Lista porażek Intela jest długa i bolesna. Koncern, który przez dekady dyktował światu tempo rozwoju, utracił koronę lidera innowacji produkcyjnych na rzecz tajwańskiego TSMC.

Podczas gdy świat zachwycał się chipami w procesach 5nm, a potem 3nm, Intel wciąż zmagał się z wdrożeniem swoich starszych technologii. Co gorsza, całkowicie przespał rewolucję AI, pozwalając, by Nvidia stworzyła de facto monopol na układy GPU, które stały się mózgiem tej transformacji.

Rynkowa wartość Nvidii, wielokrotnie przewyższająca Intela, jest tego najbardziej wymownym symbolem. Jakby tego było mało, na swoim własnym podwórku – w centrach danych i komputerach osobistych – Intel jest bezlitośnie podgryzany przez odrodzone AMD, które jeszcze kilka lat temu, zdawało się nie mieć szans z potężnym gigantem.

W tym kontekście, wielomiliardowe subsydia z CHIPS Act przestają być zwykłą inwestycją. Stają się desperackim zakładem, że rannego lwa da się jeszcze postawić na nogi, by bronił terytorium.

I właśnie dlatego presja polityczna jest tak ogromna. Stawka jest zbyt wysoka, by pozwolić sobie na najmniejszy błąd, a powiązania CEO stają się łatwym celem i wygodnym wytłumaczeniem na wypadek, gdyby ten ryzykowny plan się nie powiódł. 

Co dalej? Trzy scenariusze na krawędzi chaosu

Ta kolizja między logiką bezpieczeństwa narodowego a kruchą rzeczywistością korporacyjną stwarza niezwykle niestabilną sytuację. Dalszy rozwój wydarzeń trudno przewidzieć, zwłaszcza, że ta sytuacja, w której administracja kolebki kapitalizmu wtrąca się w kwestie przywództwa prywatnej firmy, jest bezprecedensowa. Mimo to, pokuszając się o predykcje, warto wymienić trzy możliwe scenariusze rozwoju tych wydarzeń

  • Polityczna kapitulacja: Zarząd Intela, nie chcąc prowadzić otwartej wojny z Waszyngtonem, ulega presji. CEO podaje się do dymisji, a jego miejsce zajmuje “bezpieczny” kandydat z nienaganną biografią. Predykcja: Na krótką metę uspokoi to polityków. Jednak wewnątrz firmy może to oznaczać paraliż, spowolnienie bolesnych, ale koniecznych reform i dalszą erozję technologiczną.
  • Wojna na wyniszczenie: Kierownictwo Intela postanawia walczyć. Publicznie broni swojego wyboru, argumentując, że kompetencje biznesowe są ważniejsze od politycznych sentymentów. Rozpoczyna się długa, medialna i polityczna batalia.
    Predykcja: Firma staje się politycznym zakładnikiem rządowych dotacji. Nieustanny chaos i niepewność paraliżują morale, odstraszają najlepszych inżynierów i zniechęcają inwestorów. Proces ratowania firmy zostaje całkowicie podporządkowany politycznej walce.
  • Napięte rozejście: CEO i zarząd podejmują błyskawiczne działania. W sposób transparentny pozbywają się wszystkich kontrowersyjnych aktywów i rozpoczynają bezprecedensową ofensywę dyplomatyczną w Waszyngtonie. Zamiast walczyć, próbują budować zaufanie, przekonując, że najszybsza i najskuteczniejsza droga do wzmocnienia bezpieczeństwa USA wiedzie przez ich sukces biznesowy.
    Predykcja: Jest to ścieżka najtrudniejsza, wymagająca ogromnych umiejętności politycznych i gotowości do kompromisu po obu stronach. Jeśli się powiedzie, może uratować sytuację. Jeśli nie, szybko zamieni się w jeden z dwóch powyższych scenariuszy.

Niezależnie od tego, który scenariusz się zmaterializuje, pewnym jest, że saga Intela to moment definiujący naszą erę. To żywy dowód na to, że globalizacja, jaką znaliśmy, dobiegła końca, a technologia stała się centralną areną globalnej rywalizacji.

Amerykanie tak łatwo nie odpuszczą sobie Intela, ale w końcu będą musieli odłączyć tego pacjenta od respiratora. Pytanie, czy po tym złapie oddech czy wyzionie ducha. I czy to rządowe leczenie pomogło, czy jeszcze bardziej zaszkodziło dawnemu liderowi. 

Udostępnij