Teleznachorstwo zamiast telemedycyny. Winne media społecznościowe

Klaudia Ciesielska
Klaudia Ciesielska - Redaktor prowadzący Brandsit
8 min

Mówi się, że w Polsce mamy 40 mln selekcjonerów piłkarskich i tyle samo lekarzy. Tymczasem okazuje się, że skłonność do wypowiadania się w sprawach, w których brakuje nam kompetencji, to nie tylko nasza narodowa domena. Specjaliści z Healthline.com biją na alarm, że pierwszym źródłem informacji o charakterze medycznym stał sie internet, a w tym – o zgrozo! – infuelncerzy.

“Zdrowie jest stanem niepewnym i nie wróży nic dobrego. Lepiej jest być sobie spokojnie chorym, wtedy przynajmniej wiemy, na co umrzemy.” – napisała Ogla Tokarczuk, polska laureatka Nagrody Nobla. Patrząc na wyniki badań, za których realizację odpowiedzialna jest firma Healthline.com, można odnieść wrażenie, że jej słowa potraktowaliśmy zbyt dosłownie i nawet najmniejszą anomalię, którą wcześniej nie zawracalibyśmy sobie głowy, staramy się samodzielnie zdiagnozować. W teb sposób punktem pierwszej pomocy stała się wyszukiwarka internetowa. Co gorsza, dla ponad połowy millenialsów i zetek to influencerzy z mediów społecznościowych są pierwszym źródłem informacji medycznych.

Po zdrowie do internetu

Dwuetapowe badanie zrealizowane przez amerykański serwis Healthline.com trwało od końca kwietnia do początku czerwca 2020 r. Badana grupa była zróżnicowana pod względem płci, wieku, pochodzenia etnicznego i miejsca zamieszkania. Autorzy badania w pierwszej kolejności skoncentrowali się na osobach z przewlekłymi schorzeniami i wpływie pandemii na ich codzienne życie. Okazało się, że wśród przedstawicieli tej grupy, najpopularniejszym źródłem informacji na temat zdrowia są specjalistyczne strony internetowe. Aż 76% ankietowanych odwiedza je jako pierwsze, szukając jakichkolwiek informacji związanych ze swoją kondycją lub samopoczuciem.

– Według badania opublikowanego w lipcu przez Pew Research Center, aż 8 na 10 z badanych internautów poszukiwało w sieci informacji na temat zdrowia. To zauważalny wzrost w porównaniu z 2001, kiedy wartość ta wynosiła 6 na 10 osób. Przyczyny takie stanu rzeczy wydają się oczywiste: rozwój technologii i związana z nim popularyzacja urządzeń mobilnychmówi Anna Lew-Starowicz, CEO internetowej przychodni Telemedika.net, która świadczy usługi zdalnych konsultacji medycznych, obejmujące m.in. wystawianie elektronicznych recept i zwolnień. – Nie zapominajmy też o rozwoju sieci, jako infrastruktury. Szybkie transfery danych umożliwiają nam realizację rzeczy, które jeszcze 20 lat temu wydawały się niemożliwe. U progu nowego milenium o połączeniach wideo wysokiej jakości, szybkim przesyłaniu zdjęć czy dokumentacji medycznej przy użyciu smartfona mogliśmy jedynie pomarzyć.

- Advertisement -

Doktor Facebook

O ile specjalistyczne strony internetowe, jeżeli chodzi o diagnozę czy porady dot. postępowania w przypadku chorób już zdiagnozowanych, rzeczywiście mogą być pewną wskazówką, to niepokojący wydaje się fakt, że wśród młodych dorosłych pierwszym źródłem informacji medycznych są platformy społecznościowe. Aż 62% millenialsów (osoby urodzone po 1980 r.) i 52% Z-ek (osoby urodzone po 1995 r.) szuka pomocy wśród influencerów, promujących się przy użyciu takich serwisów jak Facebook, Twitter czy Instagram. Generacja X (osoby w wieku 41-55 lat) zajęła trzecie miejsce za młodszymi rówieśnikami (44%).

Tymczasem, jak wskazuje Anna Lew-Starowicz, brak profesjonalnej diagnozy może skończyć się tragicznie. – W samych tylko Stanach Zjednoczonych, z powodu zaniedbania, jakim jest brak konsultacji z lekarzem, umiera rocznie około 45 tysięcy osób. To około 0.013% całej populacji. Chociaż konstrukcja systemu opieki zdrowotnej w USA jest diametralnie inna, to gdyby podobną skalę przyjąć w Polsce, uzyskalibyśmy wynik bliski 5. tysięcy osób. To ogrom żyć, które można uratowaćuważa CEO Telemedika.net.

Lekarz z internetu

Domowa izolacja, spowodowana wybuchem pandemii COVID19, przyspieszyła proces cyfrowej transformacji biznesu, również tego, który funkcjonuje w ramach opieki zdrowotnej. Sektor usług medycznych, niemal z dnia na dzień, musiał stawić czoła nowym przeciwnościom. Z obawy o własne zdrowie chorzy zaczęli omijać gabinety lekarskie i wszystko wskazuje na to, że nowe nawyki zakorzenią się w społeczeństwie na dobre.

Mylił się ten, kto sądził, że po zniesieniu lockdownu wszystko wróci do normy. Firmy z rynku zdrowia musiały dostosować swoją ofertę do nowych warunków. Telemedycyna stała się więc oczywistym rozwiązaniemmówi Anna Lew-Starowicz z Telemedika.net i dodaje:Podczas wirtualnej konferencji Telehealth20, aż 91% uczestników wskazało na wzrost znaczenia telemedycyny w ich organizacji, począwszy od marca 2020 r. Zmiany w zachowaniu pacjentów widoczne są jak na dłoni. Zamiast stać pod gabinetem w kolejce po receptę czy L4, coraz więcej osób decyduje się załatwić sprawę wirtualnie, bez wychodzenia z domu i narażania zdrowia.

Pandemia przypomniała nam o jeszcze jednym: niedobór lekarzy w Polsce to poważny problem, z jakim walczymy od lat. Na wizytę u specjalisty w państwowej placówce trzeba czasem czekać miesiącami. W prywatnych przychodniach jest dużo lepiej, lecz nie idealnie. Bywa tak, że czas oczekiwania na konsultację ze specjalistą wynosi 2-3 tygodnie. Jak pokazują dane OECD, zgromadzone w raporcie „Health at a Glanc 2019” na 1000 Polaków przypada zaledwie 2,4 lekarzy. To najniższy wskaźnik spośród wszystkich europejskich krajów należących do OECD. Przykładowo, u naszych zachodnich sąsiadów, Niemców wartość ta wynosi niemal dwukrotnie więcej – 4,3.

– Telemedycyna jawi się jako szansa na wyjście z tego impasu. Dzięki technologicznemu rozwojowi, powszechnemu dostępowi do szybkiego internetu i wysokiemu poziomowi smartfonizacji społeczeńśtwa, mamy szansę na stworzenie struktur, które pomogą nam opanować zarówno pandemiczny chaos w branży ochrony zdrowia, jak i stworzyć podwaliny pod nowy, bardziej efektywny system obsługi pacjentówtwierdzi CEO Telemedika.net. Jej zdaniem zdalne wizyty odwoływane są rzadziej, a nawet gdy tak dzieje, to optymalizacja harmonogramu lekarza przebiega sprawniej, niż ma to miejsce w przypadku tradycyjnych przychodni. W efekcie internetowi lekarze mogą przyjąć więcej pacjentów, odciążając tym samym inne placówki służby zdrowia. – Według Fundacji WHC średni czas oczekiwania na wizytę u specjalisty wynosi w Polsce blisko 3 miesiące. To wynik, który wręcz zniechęca do jakichkolwiek konsultacji medycznychdodaje Lew-Starowicz.

Długie kolejki oraz fakt, że placówce medycznej należy stawić się osobiście, mogą być istotnymi czynnikami w procesie decyzyjnym osób, które zamiast spytać o radę specjalistę, szukają odpowiedzi w mediach społecznościowych. Dużo łatwiej jest wpisać symptomy w wyszukiwarkę internetową lub opublikować je na forum internetowym. Niestety takie działanie zbyt często sprowadza chorych na manowce. Weźmy na przykład ból brzucha. Może on oznaczać zapalenie wyrostka, niestrawność lub sto innych rzeczy. Wyszukiwarka Google na to hasło generuje około 12 milionów wyników. Internauta trafia na gors artykułów, często zawierających sprzeczne lub nieprawdziwe informacje. Lawina treści, którymi zasypuje nas internet, zdaje się nie mieć końca. Nie bez kozery lekarze ostrzegają, że bez fachowego przygotowania łatwo można dojść do niewłaściwych wniosków, zbagatelizować objawy lub wręcz odwrotnie – wpaść z ich powodu w panikę.

– W interesie całego społeczeństwa jest rozwój usług telemedycznych, nie tylko pod kątem narzędzi diagnostycznych czy profesjonalizmu personelu, lecz również w obszarze user experience. Jeśli uzyskanie porady lekarza będzie prostsze niż samodzielne przeszukiwanie internetu, to dużo więcej osób będzie z nich korzystać, a co za tym idzie, twórcy naciąganych teorii medycznych utracą część potencjalnych odbiorcówpodsumowuje CEO Telemedika.net.

Udostępnij
- REKLAMA -