Administracja Donalda Trumpa wstrzymała planowane ograniczenia eksportu chipów sztucznej inteligencji H20 do Chin – zaledwie na kilka dni przed ich ogłoszeniem. Decyzja zapadła tuż po kolacji w Mar-a-Lago, w której uczestniczył CEO Nvidii, Jensen Huang. W kuluarach mówi się, że to właśnie ta rozmowa zmieniła bieg wydarzeń – a konkretnie obietnica nowych inwestycji Nvidii w amerykańskie centra danych AI.
Z pozoru – standardowa korekta kursu. Ale kontekst geopolityczny i gospodarczy każe się zatrzymać na dłużej.
Chińska gorączka H20
Chip H20, zaprojektowany z myślą o rynku chińskim, to efekt wcześniejszych restrykcji eksportowych wprowadzonych jeszcze za kadencji Joe Bidena. Nie spełnia najbardziej rygorystycznych progów wydajności, przez co może być legalnie dostarczany do Państwa Środka. A jednak – jak się okazało – wystarcza w zupełności, by napędzać rozwój lokalnych modeli AI, takich jak DeepSeek-V2, odpowiedź na GPT-4 od chińskiego startupu wspieranego przez Tencent i Alibabę.
Od początku roku chińskie firmy zamówiły chipy H20 za co najmniej 16 miliardów dolarów. I choć Nvidia nie może sprzedawać w Chinach topowych układów typu H100, to popyt na H20 wypełnia lukę z nawiązką. Zwłaszcza że Pekin wyraźnie przyspiesza w obszarze taniej, efektywnej sztucznej inteligencji.
Strategia czy pragmatyzm?
Odwrót administracji Trumpa od zaostrzenia eksportu to sygnał dwuznaczny. Z jednej strony, amerykańska klasa polityczna – zarówno republikanie, jak i demokraci – pozostaje zgodna co do potrzeby ograniczenia chińskiego dostępu do najnowszych technologii AI. Z drugiej – Nvidia pozostaje narodowym czempionem w czasach, gdy przewaga w AI staje się kwestią strategiczną.
Ustępstwo dla Huang’a można zatem odczytać jako pragmatyzm: zamiast blokować sprzedaż do Chin, lepiej zagwarantować, że pieniądze z Azji pomogą finansować rozwój infrastruktury AI w USA. Zwłaszcza teraz, gdy rośnie presja, by uniezależnić się od azjatyckiego łańcucha dostaw, a rynek centrów danych eksploduje.