W 2025 roku branża technologiczna żyje rekordami ataków DDoS. Słyszymy o gigantycznych uderzeniach przekraczających 2 terabity na sekundę (Tbps) – to liczby, które robią wrażenie i trafiają na nagłówki. Ale to tylko głośny teatr, spektakl siły obliczony na wywołanie paniki. Prawdziwe zagrożenie to nie hałas na froncie, ale cichy sabotaż odbywający się na zapleczu.
Ataki Distributed Denial of Service ewoluowały. Już dawno przestały być prostą blokadą usług, prymitywną formą cyfrowego wandalizmu. Dziś to wyrafinowana zasłona dymna. Najnowsze raporty, jak choćby Gcore Radar, potwierdzają niepokojący trend: gwałtownie rośnie liczba złożonych, wielowarstwowych ataków. Podczas gdy zespoły IT i automatyczne systemy obronne walczą z gigantyczną powodzią bezwartościowego ruchu, atakujący przeprowadzają precyzyjny, chirurgiczny atak na aplikacje i interfejsy API. Ich celem nie jest już paraliż. Ich celem jest kradzież danych, manipulacja procesami biznesowymi i przejęcie kontroli.
Anatomia nowoczesnego ataku: Gra na dwóch frontach
Aby zrozumieć skalę zagrożenia, musimy przeanalizować, jak wygląda typowa, wielowarstwowa operacja. Atak odbywa się jednocześnie na dwóch frontach.
Front pierwszy to głośny atak wolumetryczny (Warstwa 3/4). To klasyka gatunku: zalewanie sieci masowym, prostym ruchem, na przykład przez UDP flood. Celem jest “zatkanie rur”, wyczerpanie przepustowości łącza i zasobów sprzętu sieciowego. To generuje chaos, uruchamia wszystkie alarmy i angażuje pełną uwagę zespołu IT. To cyfrowa “mgła wojenna”, która ma skutecznie odwrócić uwagę obrońców.
Front drugi to cichy atak precyzyjny (Warstwa 7). To tu, pod osłoną chaosu, odbywa się właściwy atak. Napastnicy wysyłają serię precyzyjnych, pozornie legalnych zapytań wymierzonych bezpośrednio w warstwę aplikacji. Te ataki nie zużywają pasma – one celują w zasoby serwera, takie jak CPU i pamięć, albo bezpośrednio w logikę biznesową aplikacji. To mogą być próby wstrzyknięcia kodu (injection), manipulacji koszykiem w sklepie internetowym, albo ataki na konkretne endpointy API, które odpowiadają za autoryzację lub pobieranie danych.
API: Nowy, ulubiony cel hakera
Dlaczego właśnie API (Interfejsy Programowania Aplikacji) stały się tak łakomym kąskiem? Odpowiedź jest prosta: **API to krwiobieg nowoczesnego biznesu.**
To one łączą aplikacje mobilne z backendem, pozwalają na komunikację systemów wewnętrznych, integrują usługi partnerów i udostępniają dane klientom. Jednocześnie, historycznie są często słabiej chronione niż publiczna, frontowa część serwisu. Wiele firm wciąż żyje w błędnym przekonaniu, że ruch przychodzący z “własnej” aplikacji mobilnej jest automatycznie ruchem zaufanym.
Najnowsze dane pokazują, że atakujący doskonale o tym wiedzą i celują w “wewnętrzne interfejsy API” oraz “mobilne backendy”. Skutki takiego ataku mają zupełnie inny wymiar biznesowy. To już nie jest tymczasowy wandalizm, który kosztuje nas utratę wizerunku przez kilka godzin niedostępności strony. To zorganizowany rabunek lub sabotaż.
Przykłady? Kradzież całej bazy danych klientów przez niezabezpieczony endpoint. Manipulacja transakcjami finansowymi przez wysłanie spreparowanego żądania do API. Przejęcie kontroli nad całym procesem biznesowym, bo atakujący znalazł lukę w logice aplikacji.
Zmiana taktyki: Od „uderz i ucieknij” do „uderz i obserwuj”
Minęły czasy, gdy ataki DDoS były dziełem “tępej siły”. Dziś mamy do czynienia z inteligentnymi, adaptującymi się przeciwnikami. Raporty wskazują na fundamentalną zmianę strategii: od prostego “uderz i ucieknij” (hit and run) do podejścia “uderz i obserwuj” (hit and observe).
Atakujący monitorują efekt swojego ataku w czasie rzeczywistym i dostosowują go, aby zmaksymalizować szkody. Co więcej, zmienia się też czas trwania ataków. Choć wiele z nich to wciąż krótkie, gwałtowne uderzenia, rośnie liczba tych trwających np. do 30 minut.
To bardzo przemyślana taktyka. Wiele automatycznych systemów obronnych jest skonfigurowanych tak, by reagować na nagłe, bardzo krótkie piki. Atak o umiarkowanej sile, ale wydłużony w czasie, potrafi zmylić taką automatykę i dłużej pozostać pod progiem detekcji. To kolejny dowód na to, że mamy do czynienia z ukierunkowanym, starannie zaplanowanym działaniem.
Dlaczego klasyczna obrona już nie działa?
Traktowanie DDoS wyłącznie jako problemu z dostępnością to dziś strategiczny błąd. Wiele firm wciąż skupia się na inwestowaniu w “grubsze rury” – większą przepustowość i prostą mitygację wolumetryczną. To tak, jakby wzmacniać drzwi frontowe, podczas gdy wróg już dawno wszedł drzwiami kuchennymi.
Problem polega na tym, że tradycyjne systemy obrony przed DDoS skupiają się na warstwie sieciowej (L3/L4) i są ślepe na subtelne, złośliwe zagrożenia ukryte w ruchu aplikacyjnym (L7).
Dlatego konieczne jest fundamentalne przemyślenie strategii obronnej. Firmy muszą wdrożyć rozwiązania, które widzą obie warstwy ataku jednocześnie. Ochrona musi być zintegrowana. Na rynku rośnie znaczenie platform WAAP (Web Application and API Protection), które łączą w sobie funkcje zapory aplikacyjnej (WAF), ochrony API, zarządzania botami i mitygacji DDoS. Tylko taki holistyczny system jest w stanie zobaczyć cały obrazek – zarówno głośną zasłonę dymną, jak i cichy atak na logikę biznesową.

