Ekonomia dzielona – brzmi jak utopia? Pewnie tak.

Norbert Biedrzycki
11 min

Wyobraźmy sobie system społeczny, w którym takie kategorie ekonomiczne jak: zysk, marża, popyt i podaż zastąpione są wartościami, takimi jak: zaufanie, współuczestnictwo, dzielenie się, pogłębianie relacji, zrównoważona gospodarka zasobami. Brzmi jak utopia? Pewnie tak. Witam w świecie sharing economy.

Warto jednak pamiętać, że myślenie utopijne generuje wiele pomysłów, które są siłą napędową wielkiego biznesu. Żyjemy w czasach technologicznej rewolucji, więc dlaczego jej efektem nie może być ekonomiczny przełom?

Krytycy współczesnej ekonomii, socjologowie, orędownicy kryptowalut, a nawet założyciele korporacji z obszaru nowych technologii mówią jednym głosem: żyjemy w czasach postępującego upadku tradycyjnej ekonomii.

Niewydolność współczesnego systemu finansowego najlepiej ilustrują: cykliczne kryzysy systemu bankowości, niesprawiedliwa dystrybucja zysków, nierówności społeczne, manipulacyjna polityka walutowa rządów, kulejąca solidarność społeczna i rozbudowany korporacjonizm. To wszystko może lub musi prowadzić prędzej czy później do kryzysu o wymiarze globalnym. Może nawet do krachu, którego efektem będzie przewartościowanie roli pieniądza w życiu każdego z nas.

Czy więc nowa globalna ekonomia jest potrzebna i możliwa? Czy rewolucja technologiczna, która wyniosła na szczyty takie urządzenia jak smartfon i takie technologie wymiany plików jak peer-to-peer (a zatem wykreowała nowe sposoby korzystania z własności intelektualnej i nowe relacje międzyludzkie) mogą zrewolucjonizować nasze podejście do posiadania, zysku, korzyści?

Przywołam dwie nieżyjące postaci, z których jedna nie miała nic wspólnego z ekonomią, a druga prezentowała poglądy, które przez lata były traktowane jako wyraz intelektualnego ekscentryzmu.

Pierwsza z nich to Bronisław Malinowski – wybitny polski przedwojenny badacz kultur, znany z monumentalnego dzieła „Życie seksualne dzikich”.

W swojej książce „Argonauci Zachodniego Pacyfiku” opisał on rytuał Kula, który polegał na tym, że członkowie plemion zamieszkujących Nową Gwineę, przemierzali wiele kilometrów, by wymienić się cennymi przedmiotami o charakterze religijnym. Wedle tego zwyczaju, każdy wartościowy przedmiot nie mógł być zbyt długo przetrzymywany, a jego właściciel miał obowiązek przekazania go innej osobie. Rytuał generował istotne zjawisko: tworzyły się silne międzyludzkie więzi oparte na szacunku. A to z kolei kreowało całą nową kulturę, której częścią była zasada wymiany dóbr.

Drugą interesującą postacią, którą chcę przywołać jest amerykański futurolog, konstruktor, wynalazca Jacques Fresco, który zmarł w tym roku w wieku 101 lat. Postać barwna i niezwykła. W latach 60 stworzył projekt „Americana”, w którym „wrażliwe maszyny” będą chłodzić i czyścić całe miasta w reakcji na proces zanieczyszczania środowiska. Postulował technologię komunikacji między samochodami, tak by zapobiegać wypadkom. Darzył wielką czcią komputery, twierdząc, że są lepsze od ludzi, bo nie mają szkodliwych ambicji. Postanowiłem przywołać jego postać ze względu na to, że całe życie poświęcił na propagowanie ekonomii opartej na zasadzie darmowego i powszechnego dostępu do dóbr naturalnych. Twierdził, że na tym etapie rozwoju cywilizacji mamy wszystko, co potrzebne (zasoby naturalne i technologię komputerową), by tworzyć podwaliny nowej ekonomii.

Krytykując współczesny świat, mówił: „(…) Chciałbym zlikwidować wojny, ubóstwo i cierpienia ludzkie. Ale nie jest to możliwe w systemie monetarnym, w którym najbogatsze państwa kontrolują większość zasobów światowych. Widzę natomiast powtórzenie serii tych samych wydarzeń: wojny, biedy, recesji, boomu, wojny”.

Rozwiązaniem miałoby według niego być stworzenie systemu, w którym narody deklarują, że zasoby takie jak: czyste powietrze i woda, ziemia uprawna, edukacja, opieka zdrowotna, energia i żywność tworzą rodzaj “wspólnego dziedzictwa” wszystkich ludzi, którzy mogą mieć dostęp do tych chronionych dóbr dzięki technologii komputerowej.

U obu wymienionych myślicieli można znaleźć wątki, które obecne są we współczesnych trendach ekonomicznych. Proces wymiany dóbr, dzielenie się, skoncentrowanie się na dostępnych „tu i teraz” zasobach, położenie akcentu na budowanie więzi i poczucia grupowego zadowolenia – to wszystko znajdujemy w zjawisku, które określa się jako „sharing economy”.

Nie można w tym przypadku mówić już tylko o utopii. Mówimy o biznesowym trendzie wywodzącym się z początku wieku, z czasu kryzysu zwanego „internetową bańką”, kiedy to siła nabywcza ludzi znacznie zmalała – w Europie, ale przede wszystkim za Oceanem. Po latach, kiedy pionierzy pojawiali na rynku i z niego szybko znikali, dotarliśmy do momentu, w którym wysoko skapitalizowane i rozpoznawalne marki ciągle się rozwijają, mając swoją wierną publiczność. Trend pod nazwą sharing economy, chociaż ciągle niszowy – biorąc pod uwagę jego udziały w rynku usług – zaczyna generować spore zainteresowanie zarówno konsumentów jak i innowacyjnie nastawionych biznesmenów.

Według artykułu o sharing economy na witrynie eMarketer.com tempo wzrostu całego rynku w USA w 2017 roku miało sięgnąć 25 procent z liczbą 15,2 milionów klientów i przewidywaniami, że w 2018 roku będzie to już 18,7 miliona osób. Do tych liczb należy jednak dodać dane o zakupach w sieci na takich witrynach jak: Pinterest czy Ebay do czego przyznawało się już 50 proc dorosłej populacji. Są to przecież witryny, które pozwalają ludziom łączyć się w trakcie zakupu produktów, po które nie trzeba wybierać się do tradycyjnego sklepu. I chociaż mówimy o zjawisku ciągle niszowym, to nie można mu odmówić już trwałości, dynamiki, wzrostu i mocy do zmiany nawyków konsumenckich.

Za całym tym zjawiskiem stoją więc już poważne pieniądze, coraz to nowe organizacje, marketing i przede wszystkim ludzie, którzy – zakładając firmy – mają ambicję tworzenia nowych jakości.

Jedni z nich stawiają akcent ciągle na zyski i marżę (Uber), inni na pobudzanie lokalnej mikroprzedsiębiorczości (Etsy), jeszcze inni na relacje międzyludzkie i przyjemność (Airbnb). Ale są też inicjatywy mniej znane, zakorzenione na rynkach lokalnych, pozbawione wartości takiej, jaką jest globalna rozpoznawalność marki. Przykładem może być Streetbank w Wielkiej Brytanii, społeczność, której celem jest wymiana sprzętu AGD i przy okazji – wzajemne poznawanie się ludzi między sobą.

Wszystkie te inicjatywy mają cechy wspólne i posługują się podobnymi narzędziami do samorozwoju. Postrzegane razem, zaczynają tworzyć interesującą jakość rynkową, która jest wypadkową refleksji o niewydolności współczesnego systemu i powszechnego dostępu do najnowszych technologii: internetu, nowoczesnych aplikacji, sieci społecznościowych.

Wspólne jest też co innego – filozofia biznesu i system wartości. Składa się na nie poczucie, że każdy z nas dysponuje odpowiednimi zasobami, które może przekazywać innym. Zamiast eksploatacji dóbr wykorzystujemy nasze prywatne zasoby, „wolne moce” (wolny czas, wolne mieszkanie, wolny samochód) i na tej podstawie tworzymy konkretną ekonomiczną jakość. Oczywiście nie pozbawioną zysków. Przy czym konkurowanie zostaje zastąpione tu zaufaniem i partnerstwem, a walka o zyski – dzieleniem się.

Zaufanie jako podstawowa kategoria w marketingu – tutaj staje się pojęciem kluczowym. Być może nawet dużo głębszym, autentycznym i ekonomicznie opłacalnym dla każdego uczestnika-twórcy-konsumenta w tym biznesie. I to ono, wraz z user experience – potrzebą wygody i poczuciem bycia we wspólnocie – tworzy energię napędową dla całego trendu.

Zmienia się tu też model własnościowy i kapitałowy. Firma z obszaru sharing economy swoją pozycję rynkową buduje z pozycji dostawcy narzędzia – aplikacji umożliwiającej komunikowanie się uczestników (wszystkich beneficjentów) procesu biznesowego, w którym oni uczestniczą.

W opisywanym trendzie są dla mnie ciekawe dwie zbieżności. W 2008 roku Apple uruchamia swoją platformę służącą wymianie aplikacji. I w tym samym roku przychodzi na świat firma, która jest dzisiaj jedną z najsilniejszych marek „sharing economy”, czyli airbnb. Na tym prostym zestawieniu widać, że nowa ekonomia jest dzieckiem filozofii „sharingu”, która na dobre obecna jest w internecie od 10 lat. Nie byłoby sharing economy bez internetu, wymiany plików p2p, freeware’u. Nie byłoby jej bez eksplozji portali społecznościowych, gdzie połączenia między ludźmi są generowane błyskawicznie, weryfikowalne i przekładają się na wielką mozaikę kontaktów, interesów i celów.

Nowa ekonomia jest częścią filozofii millenialsów, generacji C, dla których cały proces zakupowy odbywa się w internecie, a jego podstawowymi elementami są: marketing rekomendacji, wygoda, szybkość, cenowa konkurencyjność i używanie smartfonu do szukania usług i błyskawicznej za nie zapłaty.

Częścią tej filozofii jest swoisty minimalizm, który zakłada, że „posiadanie” zmieniam na „używanie”, „wypożyczanie” i „korzystanie”. Bez wątpienia zjawisko to jest także owocem nowego podejścia do przetwarzania danych. Bo przecież informacja o konsumencie, informacja dostarczana dobrowolnie przez niego samego – o sobie, swojej potrzebie, ale i zasobach – jest tu kluczowa.

Wreszcie, nie byłoby tego całego zamieszania bez podstawowego narzędzia, czyli aplikacji. Już o tym nie pamiętamy, ale popularność aplikacji pojmowanej jako konsumencki, codziennie używany software, to ostatnie dziesięć lat.

Jeden z polskich producentów piwa zasłynął ostatnio intensywną kampanią reklamową, której „key wordem”, „big idea” jest słowo „tymczasem” Myślę, że owo słowo dobrze oddaje istotę nowej ekonomii.

Tymczasowość, chwila, moment, stanowią podstawę tej koncepcji. Mam (chwilowo) wolne miejsce w samochodzie, wolny pokój w mieszkaniu, mam trochę wolnego czasu – dzielę się więc z tobą tym wszystkim, zarabiam na tym, a ty zarobisz w ten sam sposób udostępniając mi swoje identyczne zasoby. To pokazuje jak nietrwałość, zmienność, rozproszenie, dystopijność, a jednocześnie poszukiwanie więzi wspólnotowych mogą stworzyć konglomerat idei biznesowo policzalnych i atrakcyjnych nawet z punktu widzenia dużego kapitału.

Mam też poczucie, że opisywane zjawisko, ciągle dynamicznie zmieniające się, jest efektem faktu, że nowe technologie rzeczywiście tworzą rewolucję – dziejącą się, rozgrywającą się na naszych oczach. Uważam, że wielkie chwile biznesu spod znaku sharing economy są jeszcze przed nami.

https://norbertbiedrzycki.pl

Powiązane artykuły:

Czy gwarantowany dochód podstawowy będzie koniecznością?

Zmierzch ery człowieka

Niewidzialna pajęczyna wokół nas, czyli Internet Rzeczy

Blockchain – święty Graal systemu finansowego?

Upadek hierarchii, czyli kto właściwie rządzi w Twojej firmie

Udostępnij
Leave a comment

Dodaj komentarz