Wszyscy zachwycamy się możliwościami generatywnej sztucznej inteligencji, analizując jej wpływ na rynek pracy czy bezpieczeństwo danych. Jednak rzadziej patrzymy na rachunek, jaki ten postęp wystawia branży hardware. Nie chodzi tu o subskrypcje za modele językowe, ale o drastyczne zmiany w fizycznym łańcuchu dostaw. Kiedy OpenAI i Microsoft rozmawiają o inwestycjach rzędu 500 miliardów dolarów, rynek komponentów wstrzymuje oddech. Gigantyczne centra danych stają się „czarną dziurą” wchłaniającą światowe zasoby krzemu, a my – jako branża i konsumenci – musimy przygotować się na bolesne skutki tego zjawiska.
Od miesięcy analitycy i dystrybutorzy ostrzegali przed wzrostem cen pamięci. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej brutalna niż prognozy. Wzrosty były szybsze i gwałtowniejsze, a to dopiero początek trendu, który zdefiniuje rynek IT na najbliższe lata. Mamy do czynienia z klasycznym efektem kanibalizacji rynku konsumenckiego przez rynek Enterprise, napędzanym przez nienasycony apetyt sztucznej inteligencji.
Efekt „Gwiezdnych Wrót” – skala, która zmienia wszystko
Aby zrozumieć, dlaczego ceny RAM-u czy dysków SSD szybują w górę, trzeba spojrzeć na skalę inwestycji w infrastrukturę AI. Symbolem tych przemian jest projekt „Stargate”, prowadzony przez OpenAI. To nie jest po prostu kolejna serwerownia. To przedsięwzięcie o wartości pół biliona dolarów, które ma na celu zapewnienie mocy obliczeniowej dla przyszłych generacji modeli AI.
Liczby stojące za tym projektem są wręcz abstrakcyjne dla przeciętnego dostawcy sprzętu. Mówimy o umowach z gigantami takimi jak Samsung czy SK Hynix, które opiewają na dostawy rzędu 900 000 wafli krzemowych miesięcznie.
Co to oznacza w praktyce? Szacuje się, że realizacja tylko tego jednego kontraktu może zmniejszyć globalną podaż pamięci DRAM o 40%. Jeśli jeden projekt pochłania prawie połowę światowej produkcji, to dla całej reszty rynku – od producentów smartfonów, przez branżę automotive, aż po rynek PC – zostaje znacznie mniejszy kawałek tortu. Walka o zasoby staje się zacięta, a w ekonomii rzadkość zawsze oznacza jedno: wzrost ceny.
HBM to nowe złoto (i gwóźdź do trumny taniego DDR5)
Sytuację pogarsza fakt, że producenci pamięci – tzw. Wielka Trójka (Samsung, SK Hynix, Micron) – działają racjonalnie. Linie produkcyjne nie są z gumy, a moce przerobowe są skończone. W obliczu gigantycznego popytu na pamięci serwerowe HBM (High Bandwidth Memory) i moduły RDIMM, które są niezbędne do trenowania AI i oferują znacznie wyższe marże, producenci masowo przestawiają swoje fabryki.
Produkcja standardowych modułów DDR5, używanych w laptopach i desktopach, schodzi na drugi plan. Jest to segment mniej opłacalny i obecnie traktowany jako drugorzędny. Skutki są już widoczne w raportach finansowych. Micron, jeden z kluczowych graczy, już teraz ogłosił, że wyprzedał swoje moce produkcyjne pamięci HBM aż do 2026 roku.
Dla kanału partnerskiego i klientów końcowych to jasny sygnał: towaru będzie mniej. Ceny kontraktowe DRAM wzrosły w ostatnim czasie o 171%. Dla porównania – to skok wyższy niż w przypadku wielu aktywów inwestycyjnych, w tym złota, uważanego za bezpieczną przystań w niepewnych czasach. Pamięć stała się towarem luksusowym.
Efekt domina – oberwie nie tylko PC
Błędem jest myślenie, że problem dotyczy tylko osób składających nowe komputery PC. Pamięć jest „krwiobiegiem” całego ekosystemu technologicznego. Te same wafle krzemowe i te same fabryki są potrzebne do produkcji pamięci NAND Flash (dyski SSD, karty pamięci), pamięci VRAM do kart graficznych czy podzespołów do konsol.
- Rynek GPU: Tutaj sytuacja jest bliźniaczo podobna. Podczas gdy sprzedaż kart graficznych dla klientów indywidualnych pozostaje na relatywnie niskim poziomie, segment akceleratorów do centrów danych notuje wzrosty rzędu 145%. NVIDIA i inni producenci priorytetyzują hiperskalery (klientów typu Google, Meta, Microsoft), bo tam są pieniądze. Rynek konsumencki dostaje “resztki” z pańskiego stołu.
- Konsole i Gaming: Analitycy przewidują, że Steam Machine będzie kosztować znacznie więcej, niż początkowo zakładano. Co więcej, Microsoft rozważa podniesienie cen konsol Xbox. Powód? Rosnące koszty komponentów, których nie da się już dłużej brać “na klatę”.
Krajobraz po bitwie – zapomnijcie o tanich zakupach
Czy jest szansa na szybką poprawę? Niestety, wskaźniki na to nie wskazują. Sztuczna inteligencja, z samej swojej natury, uczy się i poprawia bez przerwy. To oznacza, że jest technologią nienasyconą – jej zapotrzebowanie na zasoby (energię, wodę do chłodzenia i krzem) będzie rosło wykładniczo, a nie liniowo.
Dostosowanie globalnych łańcuchów dostaw do tak nagłego skoku popytu zajmie branży lata. Budowa nowych fabryk to proces długotrwały i kosztowny. Dlatego też scenariusz, w którym ceny wracają do normy w 2026 roku, wydaje się optymistyczny, by nie powiedzieć – naiwny.
Jeśli konsumenci lub firmy planują zakupy sprzętu, licząc na “wielkie obniżki” podczas Czarnego Piątku w 2025 roku, mogą się srogo zawieść. Ceny bazowe produktów będą prawdopodobnie na tyle wysokie, że nawet promocyjne rabaty nie sprowadzą ich do poziomu, który pamiętamy sprzed ery boomu na AI.
Znajdujemy się w punkcie zwrotnym. “Podatek od AI” stał się faktem, który musimy uwzględnić w budżetach IT. Dla resellerów, integratorów i działów zakupów wniosek płynący z analizy rynku jest jeden: czasy taniego hardware’u minęły.
Odkładanie modernizacji infrastruktury czy zakupu floty laptopów w oczekiwaniu na spadki cen jest obecnie strategią wysoce ryzykowną. Dostępność komponentów dla segmentu konsumenckiego jest zagrożona przez priorytetowe traktowanie gigantów AI. W tym wyścigu zbrojeń przeciętny użytkownik komputera stoi niestety na przegranej pozycji, a jego portfel staje się mimowolnym sponsorem technologicznej rewolucji.
