„Największe zakłócenie od dziesięcioleci” – tak analitycy Gartnera określają sytuację na rynku wirtualizacji. To mocne słowa, które idealnie oddają nastroje panujące w działach IT na całym świecie. Po przejęciu VMware przez Broadcom branżą wstrząsnęły doniesienia o drastycznych, nierzadko 300- lub 400-procentowych, podwyżkach cen licencji, mniejszej przejrzystości w rozwoju produktów i obawach o jakość wsparcia. Zaufanie, budowane latami, zostało poważnie nadszarpnięte.
Jednak wbrew pozorom, nie jesteśmy świadkami gwałtownego krachu czy panicznej ucieczki z tonącego okrętu. Obserwujemy raczej początek powolnego, tektonicznego przesunięcia. Dominacja VMware jest zbyt głęboka, by zniknąć z dnia na dzień. Rewolucja nadejdzie, ale w zwolnionym tempie. To daje firmom czas na reakcję – pod warunkiem, że zaczną działać natychmiast.
Siła inercji, czyli dlaczego rynek nie porzuci VMware z dnia na dzień
Dlaczego więc, mimo chaosu i uzasadnionego niepokoju, nie obserwujemy masowego exodusu klientów? Odpowiedź kryje się w sile rynkowej inercji. VMware to nie jest zwykły dostawca. Z udziałem w przychodach na poziomie 96 procent w 2024 roku, firma stała się synonimem wirtualizacji; standardem branżowym, na którym opiera się krytyczna infrastruktura tysięcy globalnych przedsiębiorstw.
Migracja z tak dominującej platformy to gigantyczne wyzwanie operacyjne i biznesowe. Nie chodzi tu tylko o koszt nowych licencji u alternatywnego dostawcy. Chodzi o lata budowanych kompetencji, zintegrowane procesy, niezliczone skrypty automatyzacyjne oraz całe zespoły inżynierów przeszkolonych do perfekcji w obsłudze jednego, konkretnego ekosystemu.
Do tego dochodzi fundamentalne ryzyko operacyjne. Przeniesienie “serca” firmowej infrastruktury IT na nowy fundament zawsze wiąże się z groźbą przestojów, problemów z kompatybilnością i nieprzewidzianych trudności. Dlatego pierwszą reakcją wielu menedżerów IT nie jest paniczna ucieczka, ale próba renegocjacji, konsolidacji posiadanych licencji i, w gruncie rzeczy, “przeczekanie” problemu.
Obiecujące alternatywy, które (jeszcze) nie są gotowe
Broadcom, zmieniając zasady gry, szeroko otworzył drzwi dla konkurencji. Problem w tym, że po drugiej stronie nie czeka jeden, oczywisty następca gotowy przejąć pałeczkę. Rynek alternatyw jest rozdrobniony – Gartner wspomina o ponad 30 platformach. Ta różnorodność, choć zdrowa dla innowacji, dla decydentów oznacza przede wszystkim paraliż decyzyjny i brak bezpiecznego, oczywistego wyboru.
Co więcej, analitycy brutalnie szczerze przyznają, że większość tych rozwiązań jest “niekompletna lub wciąż w fazie rozwoju”. Brakuje im kluczowych funkcji klasy enterprise, dojrzałego ekosystemu partnerów technologicznych czy globalnego wsparcia technicznego, do którego przez lata przyzwyczaił VMware.
Istnieje też problem mentalny. Firmy instynktownie szukają rozwiązania, które zastąpi VMware w skali 1:1, oferując ten sam zestaw funkcji i ten sam komfort użytkowania. Takie rozwiązanie nie istnieje. Przejście na platformy oparte na KVM, jak Proxmox, czy na rozwiązania hiperkonwergentne w rodzaju Nutanix, wymaga fundamentalnej zmiany myślenia, architektury i procesów, a nie tylko prostej podmiany hipernadzorcy. Rynek potrzebuje czasu, aby te alternatywy dojrzały i udowodniły swoją wartość w dużych, produkcyjnych wdrożeniach. Popyt właśnie się pojawił, ale podaż musi nadrobić zaległości.
Realny horyzont zmian: Czego spodziewać się między 2026 a 2027 rokiem
To nie jest wyścig na 100 metrów, ale maraton. Kluczowe będą najbliższe 2-3 lata. Gartner szacuje, że prawdziwy, znaczący ruch migracyjny rozpocznie się dopiero od 2026 roku, a szeroka adopcja nowych platform nastąpi od roku 2027.
Skąd tak odległy termin? Po pierwsze, wiele firm wciąż jest związanych wieloletnimi umowami licencyjnymi (EA), które wygasną właśnie w tej perspektywie. Po drugie, rzetelne przetestowanie i walidacja nowej platformy (proces Proof of Concept) to zadanie na kwartały, a nie tygodnie. Po trzecie, firmy muszą zbudować wewnętrzne kompetencje do obsługi nowych rozwiązań. Wreszcie, same platformy alternatywne potrzebują tych dwóch lat, by dojrzeć i stać się realnym zagrożeniem dla hegemona.
To daje firmom kluczowe okno czasowe. To nie jest “dużo czasu”, ale “wystarczająco czasu” na strategiczne i przemyślane działanie, zamiast podejmowania panicznych, kosztownych decyzji.
Strategia na “okres przejściowy”. Bierność jest najgorszą opcją
Mimo że rewolucja będzie powolna, firmy, które prześpią najbliższe dwa lata, obudzą się w 2027 roku w bardzo trudnej sytuacji. Zmuszone do akceptacji dyktatu cenowego Broadcom, nie będą miały gotowego Planu B.
Najgorszą strategią jest bierność. Co zatem robić w tym “okresie przejściowym”? Przede wszystkim należy wykorzystać ten czas na fundamentalny audyt i zadanie sobie pytania: “Jakich funkcji VMware *naprawdę* potrzebujemy?”. Być może okaże się, że 80% naszych obciążeń roboczych wymaga tylko 20% możliwości platformy, za którą przepłacamy. To podstawa do szukania tańszej, być może prostszej alternatywy.
Równolegle należy rozpocząć testy. Zamiast czekać, warto wybrać dwie lub trzy obiecujące platformy i uruchomić na nich projekty pilotażowe. Przeniesienie mniej krytycznych obciążeń, czyli scenariusze “szybkiej wygranej”, to najlepszy sposób na naukę, budowanie zaufania do nowego rozwiązania i przygotowanie zespołów na zmianę.
Na koniec, warto potraktować ten kryzys jako pretekst do szerszej modernizacji i spłaty długu technologicznego. Może zamiast szukać nowego hipernadzorcy dla starych maszyn wirtualnych, warto przenieść część aplikacji do kontenerów? A może dla innych idealnym miejscem będzie chmura publiczna?
Broadcom, wstrząsając rynkiem, niechcący zmusił całą branżę do ewolucji. Firmy, które potraktują nadchodzące 2-3 lata jako czas strategicznego przygotowania, a nie biernego czekania na wygaśnięcie kontraktu, przekują największe zakłócenie od dekad w swoją największą szansę na modernizację.
