Motorola – jak sprzedać kolejny smartfon

Bartosz Martyka

Ze smartfonami od kilku już lat wszyscy mają problem. Od dawna nie pojawiła się w zasadzie żadna przełomowa, albo chociaż ekscytująca technologia, która przekonałaby skutecznie większą rzeszę użytkowników do zmiany starego smartfona na nowy. To oczywiście oznacza kłopot nie tylko dla użytkowników, ale też producentów, operatorów i sprzedawców, którzy chcieliby na sprzedaży telefonów zarabiać.

Wymiana urządzenia na nowe odbywa się więc w zasadzie z trzech przyczyn racjonalnych i jednej niekoniecznie tak oczywistej. Te racjonalne, to uszkodzenie mechaniczne (najczęściej wyświetlacza lub złącza ładowania), wyeksploatowanie w praktyce niewymiennej coraz częściej baterii lub odnawianie kontraktu z operatorem. Tą ostatnią przyczynę można też zaliczyć do grona tych mniej racjonalnych, bowiem zawsze jest opcja wyboru kontraktu bez telefonu.

Przyczyna ostatnie – nieoczywista i technologicznie raczej nieuzasadniona, to chęć posiadania nowego gadżetu, najnowszego modelu, krótkotrwały entuzjazm związany z jakąś funkcją, której i tak nie potrzebujemy, ale wierzymy, że zmieni nasze życie na lepsze, przynajmniej w chwili oglądania reklamy…

Wydaje się, że jeden z lepszych pomysłów na to jak sprawić, żeby sprzedawcy mogli na sprzedaży urządzeń zarobić, a kupujący mieć lepsze i bardziej dopasowane do realnych potrzeb urządzenia, ma Motorola, ale o tym za chwilę.

Politykę promocji i sprzedaży ratalnej jaką są w istocie oferty operatorów zostawmy ich działom marketingu. Z rozbitym wyświetlaczem wiele zrobić się nie da – tu z fizyką nie da się wygrać – odporne na uszkodzenia obudowy ważą zbyt wiele, żeby mogły zostać zaakceptowane przez większość z użytkowników. Brak możliwości samodzielnej wymiany baterii uzasadniony po części jakiegoś rodzaju wodo- i pyłoodpornością oraz mechaniczną stabilnością obudowy poświęciliśmy na rzecz miniaturyzacji. Cudów nie ma, nawet u Motoroli.

Kłopot dla sprzedawców i producentów w tym, że coraz więcej smartfonów działa dłużej niż życzyłby sobie tego wytwórca, a nowych użytkowników przybywa niekoniecznie tak wielu, żeby zaspokoić twórców planów sprzedażowych w telekomunikacyjnych koncernach.

W związku z tym smartfon przestał być w zasadzie produktem technologicznym, a stał się produktem mody, stylu, przedmiotem pożądania nie dla swojej funkcjonalności, ale koloru, kształtu i odpowiednio prestiżowego znaczka na obudowie. Młodzi z pewnością poprzednie zdanie napisaliby z wykorzystaniem słów w rodzaju cool, trendy, lifestyle i paru innych, które całkiem niedawno pojawiły się w polskim zasobie słów.

Telefonu Motorola Startac używałem dawno temu, ciesząc się jego niewielką jak na tamte czasy masą i całkiem dobrą wydajnością baterii. Był też niezwykle wręcz wytrzymały mechanicznie, a plastik, z którego była wykonana obudowa wykazywał się kosmiczną wręcz odpornością na wszelkie uszkodzenia. Ten model był też niezwykle prestiżowy, choć to akurat dla mnie nie było specjalnie ważne. Po dłuższej przygodzie z jedynymi słusznymi telefonami z fizyczną klawiaturą, postanowiłem porzucić korporacyjną smycz ciągle odświeżanego maila na rzecz kolejnego światowego hitu Motoroli – RAZR. Twórcy nazwy nie pogratuluję, bo była i jest beznadziejna, jednak telefon był po prostu fantastyczny i po raz kolejny łączył amerykańską solidność wykonania z zupełnie nieamerykańską finezją projektu, choć klawiatura nie pozwalała na szybkie pisanie smsów.

Czasy się zmieniły. Dziś wszystkie smartfony mają wszystkie możliwe funkcje. Są do siebie podobne. Producenci poszukują własnej rynkowej tożsamości. Dla Motoroli jest nią system Moto Mods wymiennych modułów dołączanych do tylnej części w miarę standardowego smartfona.

Dziś dostępne moduły obsługują funkcje rozrywkowe – głośniki JBL, aparat fotograficzny z optycznym zoomem firmowany przez fotograficzną legendę – Hasselblada, moduł ładowania bezprzewodowego i kilka innych. Motorola deklaruje, że przez kilka lat moduły będą zgodne z nowymi telefonami, więc przynajmniej w teorii kupując nowy telefon, możemy mieć nadzieję, na użycie wcześniej zakupionych rozszerzeń.

W przyszłości być może pojawią się kolejne moduły rozszerzeń. Jednym z nich z pewnością powinien być moduł akceptacji płatności kartami kredytowymi. Dla mnie oczywistym kierunkiem rozwoju są również opcje diagnostyki w telemedycynie, jednak mam wątpliwości, czy duży producent zdecyduje się na taki krok, bowiem zdalna diagnostyka to dość ryzykowna prawnie sprawa, a armia korporacyjnych prawników z pewnością znalazłaby sporo argumentów za pozostawieniem tego rodzaju pomysłów mniejszym specjalizującym się w takich rozwiązaniach firmom. Wyjściem mogłoby okazać się uwolnienie specyfikacji złącza i jakiś program promujący projekty firm niezależnych.

Przez chwilę można mieć też wątpliwości, czym różni się Moto Mod od rozszerzeń podłączanych przez Bluetooth do dowolnego telefonu. Oczywista różnica widoczna od razu, to możliwość skorzystania z baterii smartfonu przez moduł rozszerzający. Kolejna to doskonała integracja mechaniczna, co może stanowić wyzwanie dla konstruktorów przyszłych modeli telefonów Motoroli. Być może również komunikacja jest szybsza i oferuje bezpośredni dostęp do niektórych funkcji smartfonu na poziomie sprzętowym.

Kiedyś Motorola produkowała telefony biznesowe. Były takie okresy, kiedy były one bezdyskusyjnie najlepsze na rynku. Prawdopodobnie dziś Motorola razem z Lenovo proponuje najciekawszy pomysł na telefony rozrywkowe. Kłopot w tym, że marka klientom się z tym nie kojarzy. Będzie trzeba wydać sporo korporacyjnych budżetów marketingowych, żeby to zmienić.

Na tym jednak da się zarobić, bowiem moduły Moto Mods są jedną z nielicznych sensownych okazji na sprzedanie posiadaczowi smartfona czegoś innego, niż prostego etui, folii ochronnej, czy naprawy wyświetlacza. Tym bardziej, że oferta smartfonów jest całkiem bogata, z pewnością serwis zorganizowany bardziej profesjonalnie niż w przypadku mało znanych dalekowschodnich marek, a konstrukcja mechaniczna wszystkich modeli sprawia naprawdę dobre wrażenie. Jak jest w rzeczywistości – można przekonać się jedynie podczas długotrwałego testu normalnego użytkowania, bowiem w tym przypadku w żadne laboratoryjne symulacje raczej nie wierzę.

Udostępnij
Leave a Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *