Ostatnio usłyszałem w radiu reklamę Toyoty, w której marka chwali się, że jej auta są dostępne do sprzedaży od ręki, w przeciwieństwie do innych marek samochodowych, którym doskwiera kryzys na rynku półprzewodników. Technologia zadomowiła się na dobre w życiu przeciętnego Kowalskiego. Do tego stopnia, że kupując samochód musi mieć na uwadze sytuację na rynku półprzewodników, bo przecież o wyczekiwanej wyprzedaży rocznika w tej sytuacji można zapomnieć.

Istnieje perspektywa zmiany tej niekorzystnej sytuacji, o której mówią analitycy – niedobór półprzewodników dobiegnie końca w 2023 roku. Niektórzy nawet twierdzą, że na rynku nastąpi przesyt, co jest realnym, ale raczej mało prawdopodobnym scenariuszem. Dlaczego?

Po co światu półprzewodniki?

Sytuacja z półprzewodnikami przypomina trochę bolący ząb – było ok, gdy nie bolał, a gdy boli potrafi ostro dać w kość. Niby mieliśmy świadomość, że półprzewodniki są wszechobecne w naszym otoczeniu – od maszyn przemysłowych po szczoteczkę do zębów, to dopiero ich brak uświadomił światu, jak daleko idące konsekwencje mogą mieć ich braki na rynku. Motoryzacja, serwery, infrastruktura krytyczna, automatyka przemysłowa, smartfony, systemy obronne potrzebują półprzewodników. Żeby lepiej zobrazować ich znaczenie dla gospodarek wystarczy wyobrazić sobie, że kryzys pogłębia się i trwa 5 lat lub więcej. To oznaczałoby katastrofę dla rynku motoryzacyjnego, wzrost kosztów przetwarzania danych, ogromne opóźnienia w produkcji elektroniki czy potężny hamulec dla jej rozwoju, bo czy opłacałoby się tworzyć i wypuszczać na rynek nowe produkty, których nie możemy wyprodukować, a później sprzedać?

Jak do tego doszło?

Jeśli popatrzymy na gospodarkę w szerokim ujęciu, to zaobserwujemy, że przypomina ona organizm, z naczyniami połączonymi, gdzie każda najmniejsza akcja wywołuje reakcję. Dlatego powody kryzysu to zwykle wypadkowa sytuacji, które trwają od lat oraz nieoczekiwanych zmiennych.

Nie inaczej jest w przypadku półprzewodników. Model produkcji i sprzedaży półprzewodników nie jest nowy i opiera się bardziej na zaspokajaniu popytu niż produkowaniu do magazynu. Od dawna generuje to niewielkie przestoje w dostawach w przypadku zwiększonego popytu, a ten, jak wiadomo, w okresie pandemii znacząco wzrósł. Kolejną cegiełką do kryzysu jest fakt złożonego i czasochłonnego procesu produkcji półprzewodników, trwającego nawet dwa miesiące oraz ograniczona ilość przedsiębiorstw produkujących mikroczipy. To jednak dopiero początek łańcucha zdarzeń, które doprowadziły do kompletnych przestojów w produkcji, a nawet zwolnień w fabrykach samochodów. Tym, co przypieczętowało obecną sytuację było zbiegnięcie się w czasie kilku zdarzeń. Pierwszym nich było wprowadzenie ograniczeń w zakresie eksportu amerykańskich technologii do firmy SMIC (Semiconductor Manufacturing International Corporation), największego chińskiego producenta półprzewodników. Wywołało to problemy w zakresie dostaw mikrochipów do amerykańskich producentów i zwiększyło zapotrzebowanie na półprzewodniki u innych, już i tak borykających się przestojami producentów półprzewodników. Np. u tajwańskiego Taiwan Semiconductor Manufacturing Comapny (TSMC), odpowiedzialnego za produkcję nawet 70% mikrochipów na świecie, który w zeszłym roku musiał zmierzyć się z olbrzymią suszą i brakami wody, koniecznej do produkcji. Pamiętajmy także o teksańskim ataku zimy, który odciął od prądu m.in. obiekty Samsunga, czy blokadzie Kanału Sueskiego, generującej niewyobrażalne koszty przestojów w dostawach. Kiedy już wszystko miało wracać do normy, kłopoty nadeszły z Azji, gdzie malezyjski lockdown spowolnił produkcję na Tajwanie, podobnie jak blokady chińskich portów m.in. w Kantonie.

Co dalej?

Te perturbacje obnażyły bardzo poważny problem ogromnego uzależnienia całej światowej produkcji elektroniki od chińskich dostawców komponentów. Sytuacja ta jest o tyle trudna, że od tych producentów zależy wiele kluczowych branż w krajach Ameryk i Europy, a biorąc pod uwagę napięcie, jakie dominuje w polityce międzynarodowej, sytuację tą można uznać za niebezpieczną.
Problem ten dostrzegła ostatnio Komisja Europejska, która zapowiedziała powstanie europejskiego aktu w sprawie chipów. Ma on doprowadzić do powstania dobrze prosperującego sektora półprzewodników – od badań naukowych po produkcję i zapewnić odporność na zakłócenia łańcuch dostaw. Akt będzie przewidywał uruchomienie ponad 43 mld euro na inwestycje publiczne i prywatne oraz określi środki mające na celu zapobieganie wszelkim przyszłym zakłóceniom w łańcuchach dostaw oraz reagowania na nie wspólnie z państwami członkowskimi i partnerami międzynarodowymi. Ma on umożliwić UE osiągnięcie celu podwojenia obecnego udziału w światowym rynku półprzewodników i osiągnięcia w nim 20 proc. w 2030 r.

Zdaniem Margrethe Vestager, wiceprzewodniczącej KE, aby zapewnić bezpieczeństwo dostaw chipów, nie powinniśmy polegać na jednym kraju ani na jednym przedsiębiorstwie. “Musimy robić więcej wspólnie – pod względem badań naukowych, innowacji, projektowania i zakładów produkcyjnych – aby Europa stała się silniejsza jako kluczowy podmiot w globalnym łańcuchu wartości. Przyniesie to również korzyści naszym partnerom międzynarodowym. Będziemy z nimi współpracować, aby w przyszłości uniknąć problemów związanych z dostawami”.

Inwestycje w produkcję chipów w Europie zapowiedziały m.in. Bosch oraz Intel, który zapowiedział inwestycje w fabrykę na Pomorzu.

Jakie są prognozy?

Mimo ogromnych problemów na rynku półprzewodników, jak podaje Gartner, globalna sprzedaż półprzewodników wzrosła w zeszłym roku o 25% do 583,5 miliarda dolarów. To pierwszy raz w historii, gdy sprzedaż półprzewodników przekracza 500 miliardów dolarów. Według Gartnera zysk netto producentów półprzewodników wzrósł w ubiegłym roku o 9%, a analitycy przewidują, że w najbliższym czasie największe wzrostu sprzedaży notowane będą na wysokowydajnych, drogich półprzewodnikach.

Gartner przewiduje, że jeśli spełni się najlepszy scenariusz,  do 2025 r. przychody światowego przemysłu półprzewodników osiągną 692,5 miliarda dolarów. Przewiduje się, że do 2030 r. rynek osiągnie sprzedaż o wartości 1 biliona dolarów.