Jeszcze kilka lat temu hakerzy koncentrowali się głównie na sektorach, gdzie wrażliwe dane były najcenniejszym zasobem – finansach, ochronie zdrowia czy usługach cyfrowych. Dziś to przemysł wytwórczy staje się jednym z najbardziej pożądanych celów cyberprzestępców. W 2025 roku przeciętny zakład produkcyjny był narażony na 1585 ataków tygodniowo, co oznacza wzrost o 30% względem roku poprzedniego. W Europie dynamika zagrożeń była najwyższa, a w takich krajach jak Holandia, Hiszpania czy Turcja liczba incydentów rosła szybciej niż gdziekolwiek indziej.
To przesunięcie w krajobrazie cyberataków sprawia, że bezpieczeństwo cyfrowe nie jest już kwestią technologiczną, którą można oddelegować do CIO. To strategiczne ryzyko biznesowe, z którym musi mierzyć się całe kierownictwo.
Koszt przestoju – kiedy każda godzina kosztuje miliony
Ransomware w produkcji działa inaczej niż w wielu innych branżach. Tu nie chodzi wyłącznie o kradzież danych czy szantaż związany z ich upublicznieniem. Atakujący doskonale wiedzą, że największą wartością zakładu jest ciągłość działania. Zatrzymanie linii produkcyjnej, nawet na kilka godzin, potrafi przełożyć się na straty liczone w milionach euro.
Co gorsza, skutki nie kończą się na bilansie finansowym. Przestoje wywołane przez cyberatak mogą zerwać łańcuch dostaw, zablokować realizację umów, a nawet spowolnić innowacje, jeśli dotkną działów badawczo-rozwojowych. Dla firm produkcyjnych to cios w konkurencyjność, reputację i relacje z klientami.
Łańcuch dostaw – pięta achillesowa cyfrowej fabryki
Jedną z głównych przyczyn, dla których sektor produkcyjny stał się celem numer jeden, jest jego rozległa i złożona sieć partnerów. Fabryki nie funkcjonują w izolacji – polegają na setkach dostawców, kontrahentów i partnerów technologicznych. Każde takie połączenie to potencjalne wejście dla atakującego.
Na celowniku są zwłaszcza systemy IoT i OT, często wdrażane szybko i bez odpowiednich zabezpieczeń. Wystarczy jedno niechronione urządzenie, aby otworzyć drzwi do całej infrastruktury. Co więcej, przestępcy zaczęli handlować skradzionymi danymi dostępowymi do sieci przemysłowych, co obniża barierę wejścia dla kolejnych grup ransomware.
Efekt domina jest tu szczególnie groźny. Kompromitacja jednego małego dostawcy może zakłócić nie tylko działalność dużej fabryki, ale także całej branży, zwłaszcza tam, gdzie króluje model just-in-time.
Geopolityka wchodzi do fabryk
Cyberprzestępczość w przemyśle nie ogranicza się już do grup nastawionych na szybki zysk. Coraz większą rolę odgrywają aktorzy wspierani przez państwa. Ich cele są strategiczne: kradzież własności intelektualnej, sabotaż produkcji czy zakłócanie łańcuchów dostaw w sektorach obronnych i energetycznych.
Przykłady z ostatnich lat obejmują wycieki projektów dronów, nowoczesnych pojazdów czy technologii militarnych. W takich przypadkach straty nie ograniczają się do pojedynczej firmy. To cios w całe gospodarki i narodową konkurencyjność.
Rosnące napięcia geopolityczne – od sporów handlowych po konflikty regionalne – tylko wzmacniają ten trend. Fabryki stają się pionkami w globalnej grze, a zarządy muszą brać pod uwagę ryzyka, które wykraczają daleko poza tradycyjne problemy biznesowe.
Cyberbezpieczeństwo jako priorytet zarządów
W takim środowisku działanie reaktywne nie wystarczy. Cyberodporność musi być traktowana jako element strategii biznesowej. Co to oznacza w praktyce?
- Integracja odporności w działaniu – plany ciągłości biznesowej muszą być testowane, a czas odtworzenia systemów liczony w godzinach, nie w tygodniach.
- Zabezpieczanie łańcuchów dostaw – firmy powinny wymagać od partnerów i dostawców spełniania określonych standardów bezpieczeństwa, a nie jedynie zakładać, że „to nie nasz problem”.
- Ochrona własności intelektualnej – monitorowanie i zapobieganie utracie danych staje się kluczowe, zwłaszcza w branżach wrażliwych na kradzież technologii.
- Wzmocnienie obrony prewencyjnej – zamiast działać dopiero po incydencie, przedsiębiorstwa powinny inwestować w detekcję i analizę zagrożeń w czasie rzeczywistym.
Dla wielu firm będzie to oznaczać konieczność zaangażowania całego zarządu – od CFO po COO – w procesy związane z cyberbezpieczeństwem.
Od kosztu do przewagi konkurencyjnej
Najciekawsza zmiana polega na tym, że cyberbezpieczeństwo przestaje być traktowane jako „konieczny koszt”. W świecie globalnej konkurencji i niestabilności geopolitycznej to właśnie cyberodporność może decydować o przewadze rynkowej.
Firmy, które potrafią zagwarantować klientom ciągłość działania i bezpieczeństwo wrażliwych procesów, zyskują nie tylko kontrakty, ale też lojalność partnerów i lepszą pozycję w przetargach międzynarodowych. Z kolei te, które zaniedbają temat, ryzykują nie tylko atak, ale też utratę wiarygodności na lata.
Przemysł wytwórczy stoi dziś w samym centrum nowej ery cyberzagrożeń. Złożone łańcuchy dostaw, przestarzałe systemy i niska tolerancja na przestoje czynią go idealnym celem. Skala problemu rośnie, a wraz z nią świadomość, że cyberbezpieczeństwo to nie tylko domena działów IT, lecz element strategii biznesowej i geopolitycznej.
W praktyce oznacza to, że zarządy muszą traktować cyberodporność jako fundament swojej przewagi konkurencyjnej. W branży, gdzie liczy się niezawodność i tempo działania, to właśnie odporność na ataki stanie się walutą przyszłości.