Warszawa, Kraków, Poznań, Trójmiasto, a może Wrocław – polskie aglomeracje miejskie to często siedziby większych przedsiębiorstw, w tym korporacji. W przypadku startupów sytuacja wygląda zgoła odmiennie – okazuje się, że lokalizacja w obrębie tych ośrodków wcale nie jest konieczna, by odnieść światowy sukces.
Ostatnia dekada to nie tylko okres szybkiego rozwoju polskich innowacyjnych przedsiębiorstw, ale też czas wzmożonej dyskusji wokół ich bieżącego funkcjonowania oraz perspektyw. Jaki jest dzisiejszy rynek startupów? Czy do dalszego rozwoju potrzebujemy Polskiej Doliny Krzemowej? A może lokalizacja to kwestia drugorzędna?
Startup – kiedyś i dziś
Młody rynek polskich startupów w ciągu ostatnich lat notuje zauważalne wzrosty. W latach 2014-16 innowacyjnie przedsiębiorstwa przemysłowe oraz usługowe stanowiły odpowiednio 20,3 proc. oraz 14,5 proc. ogólnej liczby tych podmiotów (wobec 18,9 proc. i 10,6 proc. w latach 2013-2015, skala wzrostu to odpowiednio 1,4 oraz 3,9 proc.). Ponadto wokół polskich startupów panuje dobry klimat – aż 65 proc. właścicieli polskich firm już współpracuje lub rozważa współpracę ze startupami (badanie PwC „Kierunek innowacje”).
Wraz z rozwojem startupów, zmienia się również postrzeganie młodych inwestorów z sektora innowacyjności. Dziś to już nie tylko grupa młodych pasjonatów z pomysłem i zapałem, często trudnym do przekucia w realny biznes – a raczej wciąż młodzi, ale już bardziej doświadczeni, prężnie działający przedsiębiorcy z konsekwentnie realizowanym planem – mówi Michał Sędzielewski, współwłaściciel startupu Voucherify, dostarczającego praktyczne narzędzia do automatyzacji i personalizacji kampanii promocyjnych.
Potwierdzają to liczby – według aktualnych danych fundacji Startup Poland aż 58 proc. budujących dzisiaj w Polsce startupy to trzydziestolatkowie (53 proc. w roku ubiegłym). Co więcej, wśród założycieli startupów udział grupy 20-latków i młodszych wyraźnie spadł – dziś to tylko 26 proc. (33 proc. rok wcześniej). Warto też zauważyć, że około 35 proc. badanych to tzw. seryjni przedsiębiorcy. To z kolei pokazuje, że rośnie profesjonalizm i doświadczenie polskich innowacyjnych przedsiębiorców, co może mieć wpływ na ich wymierne wyniki.
Wyraźna decentralizacja
Młodzi, ale już jednocześnie doświadczeni Polacy, znaleźli swoją niszę, dzięki czemu nie muszą bezpośrednio konkurować z sąsiadami ze Słowacji czy Czech. Specjalizujemy się głównie w tworzeniu rozwiązań big data, do analityki, internet of things, dostarczeniu narzędzi dla programistów czy marketingu. Z kolei specjaliści zza naszej południowej granicy stali się mistrzami głównie w rozwiązaniach Saas, aplikacjach i technologiach mobilnych.
Na Słowacji i Czechach 2/3 startupów swoje siedziby ma w stolicach. Rynek polskich startupów dotychczas nie doczekał się stworzenia jednego silnego ośrodka, w którym zostałyby scentralizowane najważniejsze nowopowstałe innowacyjne przedsiębiorstwa. Dziś największym nasyceniem startupów może cieszyć się Warszawa (25 proc.), Wrocław (12 proc.), Kraków i Poznań (po 7 proc.) oraz Trójmiasto (6 proc.).
Widoczny jest za to silny trend decentralizacji lokalizacji siedzib – pozostałe miasta stanowią aż 43 proc. lokalizacji polskich startupów. Fachowcy podkreślają, że taki stan rzeczy wynika z dwóch czynników. Po pierwsze, uczelnie kształcące inżynierów będących motorem napędowym innowacji znajdują się zarówno w dużych aglomeracjach, jak i nieco mniejszych ośrodkach, a po drugie liczy się otwartość instytucji wspierających startupy, a nie tylko lokalizacja.
Zarówno centralizacja, jak i decentralizacja mają swoich fanów. Myślę, że nie wydarzy się już druga Dolina Krzemowa, bynajmniej nie na Ziemi. Oczywiście, wiodący ośrodek np. w stolicy musi być mocny, jest to ważne dla efektywnych prac w obszarze legislacji czy planowania makroekonomicznego dla branży. I choćby z tego powodu pełna decentralizacja nie sprzyjałaby budowaniu gospodarki opartej o innowacje – tłumaczy Wojciech Bachta, Ambasador Fundacji Startup Poland.
Śląsk z dobrym klimatem startupowym
Oprócz pięciu głównych ośrodków startupowych, warto zwrócić uwagę na coraz dynamiczniej rozwijające się regiony: łódzki, kujawsko-pomorski czy śląski, gdzie nie brakuje obiecujących i już prężnie działających projektów.
W ostatniej dekadzie przeprowadzka do większego ośrodka, np. stolicy przestała być koniecznością, szczególnie, gdy miejsce nie ma znaczenia dla codziennego funkcjonowania startupu. Firmy technologiczne, które sprzedają swoje usługi dla klientów globalnych przez Internet jak np. branża SaaS, nie wymagają lokalizacji siedziby w jednym z pięciu największych ośrodków. Postępująca cyfryzacja pozwala firmom takim jak nasza na zdalną współpracę z ludźmi z całego świata. To prawda, że Śląsk, czyli rynek pracy liczący 2 mln ludzi, pomógł nam zbudować bazę naszego zespołu. Natomiast nowoczesne narzędzia komunikacji oraz nasza kultura pracy zespołu pozwoliły nam sięgnąć po pracowników z Krakowa, Berlina, ale też z tak odległych miejsc jak Sao Paulo czy Szanghaj – dodaje Michał Sędzielewski.
Właśnie Śląsk wskazywany jest przez ekspertów jako jeden z prężniej rozwijających się ośrodków startupowych w kraju i bardzo atrakcyjny region to rozpoczęcia nowego przedsięwzięcia.
To bardzo ciekawy obszar. Górnośląski Okręg Przemysłowy z rozwiniętą społecznością przedsiębiorców ułatwia budowanie relacji biznesowych, pozyskiwanie partnerów i kontrahentów. Z drugiej strony już 50 km na południe można znaleźć Bielsko-Białą, wybitne miasto pod kątem zrównoważonego rozwoju, oferujące mieszkańcom świetne warunki do życia, odpoczynku, sportu, relaksu, ale też rozwoju biznesu – uzupełnia Wojciech Bachta.
Przypadek przedsiębiorców z Katowic pokazuje, że wręcz nie warto kurczowo trzymać się większego ośrodka, a lepiej poszukać miejsca, które sprawi, że bez problemów znajdziemy wykwalifikowanych pracowników, gdzie będzie można sprawnie realizować cel lub gdzie po prostu panuje dobry klimat dla rozwijania konkretnego biznesu.