Jeszcze u ubiegłym roku praca zdalna traktowana była jako dodatek motywacyjny, który wydzielany był ostrożnie przez pracodawców. Po pierwsze, jako dodatek stanowił swego rodzaju „dobro luksusowe” – premię, która pozwalała wynagrodzić pracownika na przykład za dobre wyniki pracy lub za staż w danej organizacji. Po drugie, pracodawcy nie zawsze wierzyli pracownikom w ich dobre intencje, czy to związane z efektywnym zarządzaniem własnym czasem z domu, czy też obawiali się, że do poufnych danych firmowych mogą mieć dostęp osoby trzecie, które akurat przebywają z pracownikiem w miejscu, skąd pracuje.
Wiosna bieżącego roku diametralnie zmieniła podejście pracodawców do pracy zdalnej. W dobie COVID-19, kiedy zobligowani byliśmy do pozostawania w domach, alternatywą dla pracodawców było zawieszenie działalności, czego nikt nie chciał, jeśli tylko można było tego uniknąć. Stąd większość firm pracujących na co dzień z biura gorączkowo poszukiwała takich narzędzi technologicznych, które pozwoliłyby im kontynuować pracę w sposób możliwie najbardziej niekolizyjny.
Nowe wyzwania
Pierwszym wyzwaniem, z jakim musiało zmierzyć się wiele firm, był brak odpowiedniego wyposażenia pracowników. Hurtownie sprzętu komputerowego przeżywały oblężenie w marcu, kiedy praktycznie niemożliwe było zamówienie większej liczby laptopów, czego wynikiem był ogromny popyt i brak możliwości szybkiego importu z Chin – z kraju, który wówczas był w zasadzie odcięty od świata.
Kiedy jednak pokonano barierę sprzętu i w błyskawiczny sposób przeszkolono personel w zakresie tego, jak korzystać ze zdalnych zasobów, pojawiła się kwestia optymalnego zarządzania zdalnym zespołem. Do tej pory całkowita praca zdalna najczęściej wykorzystywana była przez osoby pracujące w wolnych zawodach, jak tłumacze czy programiści, którzy do swojej pracy nie potrzebują codziennego, fizycznego kontaktu z koleżankami i kolegami.
Bezpośredni kontakt
Inaczej sprawa wygląda w przypadku zespołów złożonych z osób młodych, niedoświadczonych i pracujących na przykład w sprzedaży. Tam kontakt z innymi pracownikami oraz przełożonymi jest bardzo istotny. Słuchając, jak koledzy rozmawiają z klientami, ucząc się od siebie nawzajem czy też mając swojego szefa na wyciągnięcie ręki, szybciej realizują cele i minimalizują ryzyko popełniania błędów.
Pandemia wymusiła jednak pracę zdalną i do pomocy zaprzęgliśmy technologie, które usprawniły wzajemną komunikację czy też pozwoliły uzyskać szybki dostęp do zasobów potrzebnych nam do pracy. Narzędzia do komunikacji wideo, jak ZOOM, Google Meet, Skype, Bluejeans, Microsoft Teams i inne nagle zyskały na popularności, co sprawiło, że firmy je dostarczające znacząco urosły. Jako przykład podajmy ZOOM Video Communications, której cena akcji wzrosła o 400% od stycznia 2020 r.
Pojawił się zatem aspekt zarządzania zespołem w godzinach, kiedy nie odbywała się żadna telekonferencja. Niektóre firmy postanowiły zobligować swoich pracowników do włączania komunikatorów o tej godzinie, o której zwykle zaczynali pracę w biurze i pozostawania w trybie dostępnym aż do jej zakończenia. Oczywiście, szefowie nie mogli bez zgody pracownika podejrzeć go przez komunikator wideo, ale wydaje się, że świadomość tego, że nasz czas pracy jest kontrolowany na niektóre osoby mogła działać dopingująco.