Nie ma co się obawiać. Automatyzacja to nie tylko kasowanie miejsc pracy, ale również tworzenie nowych

Bartosz Martyka
13 min

W powszechnej opinii robotyzacja doprowadzi w przyszłości do destrukcji rynku pracy. Chociaż jestem pewien, że zmiany na tym obszarze są nieuniknione, to nie uważam, że muszą one mieć jednoznacznie negatywny wydźwięk. Wchodzimy bowiem w epokę zupełnie nowych umiejętności, a technologia zrodzi popyt na nowych specjalistów.

Pisałem już na moim blogu o popularnych mitach dotyczących Sztucznej Inteligencji. Jeden z najbardziej rozpowszechnionych dotyczy kwestii rynków pracy. Wedle popularnej tezy czeka je wstrząs, a nawet stopniowa erozja. Bez względu na to, czy czekają nas zmiany gwałtowne, czy ewolucyjne, zachowanie obecnego statusu quo wydaje się trudne. Na rozwoju technologii skorzystają może korporacje, ale nie pracownicy – twierdzą pesymiści. Robotyzacja dla przemysłu i usług ma w ich opinii oznaczać masowe zwolnienia i likwidację wielu stanowisk. Sądzę, że faktycznie musimy wszyscy przygotować się na zmiany, natomiast chcę w tym tekście wykazać, że nie muszą one być tak jednoznacznie negatywne. A nawet wręcz przeciwnie: Sztuczna Inteligencja będzie generować sporo nowych miejsc pracy, wpływać na powstawanie nowych stanowisk i ról zawodowych. Cenione będą też nowe umiejętności.

Politycy w świecie Sztucznej Inteligencji

Czytając publikacje o tym, jak na rynek pracy może wpływać automatyzacja i robotyzacja, natknąłem się na sugestywna wizję dziennikarza Bena Tarnoffa przedstawioną w The Guardian. Tekst mnie zainteresował, bo chociaż autor nie kryje niepokojów, nie zatrzymuje się jednak na pesymistycznych uproszczeniach. Szuka też możliwych, a nawet koniecznych rozwiązań, które mogą łagodzić negatywne skutki robotyzacji. W artykule „Robots won’t just take our jobs – they’ll make the rich even richer”, autor twierdzi, że nowa technologia może przynieść wiele korzyści dla rozwoju społeczeństw, ale też nieść zagrożenia. Bez regulacji wprowadzonych przez polityków i ekonomistów, apokaliptyczne wizje mogą stać się faktem już za dziesięć lat – twierdzi Tarnoff. Ale tu pojawia się istotna, według mnie, refleksja dziennikarza dotycząca kwestii regulacji. Krytycy współczesnych procesów technologicznych zapominają, że żadne zmiany, tym bardziej dotyczące dużego rynku pracy, nie mogą następować bez mechanizmów prawnych czy ustawodawczych. To, że rewolucja technologiczna potrzebuje ustawodawczego wsparcia jest dla mnie jasne. Zadaniem każdych wprowadzanych regulacji jest przecież zapobieganie negatywnym procesom, które należy przewidywać – bez względu na to, czy wierzymy, że wystąpią, czy nie.

Podatki od robotów

Zagrożeniem, na które wskazuje Ben Tarnoff ma być wykluczenie społeczne wielu grup zawodowych. Gdy technologia staje się coraz doskonalsza, a udział kosztów pracy w procesie tworzenia kapitału się systematycznie zmniejsza, korporacje zarabiają coraz więcej. Przeciętny pracownik nie staje się jednak beneficjentem tego procesu. Zwiększające się zyski, które są owocem większej efektywności trafiają bowiem wyłącznie do kieszeni inwestorów, właścicieli firm i nie będą reinwestowane w ludzi, czy w formie zwiększenia płac, czy dodatkowych szkoleń, rozwoju. Cały ten proces może przynieść drastyczne konsekwencje, łącznie z „buntem mas”. Bogaci mieliby więc coraz bardziej izolować się od reszty społeczeństwa, zamieszkiwać luksusowe, zamknięte enklawy, a pozbawieni pracy, przedstawiciele niższej i średniej klasy sięgać po radykalne rozwiązania, łącznie z użyciem siły. W tym ponurym scenariuszu technologia służy więc klasie uprzywilejowanej i staje się jakością „polityczną”. Co mogłoby zapobiegać tym apokaliptycznym scenariuszom? Według autora artykułu, może to być chociażby polityka podatkowa. Opodatkowanie robotów pozwoliłoby na wygenerowanie środków pozwalających na przekwalifikowanie zagrożonych pracowników lub zapewnienie im dochodu gwarantowanego. Do takich wniosków dochodzą już dzisiaj zarówno politycy unijni we Francji, jak i Bill Gates.

REKLAMA

Automatyzacja to nie automatyczna katastrofa

Czy jednak, tak naprawdę, jest się o co martwić? Teza, że robotyzacja może doprowadzić do likwidacji wielu stanowisk pracy nie jest aż tak oczywista, jakby mogło się wydawać. Coraz liczniejsze badania, które prowadzi się na ten temat (przykładem może być cytowany przez The Guardian i inne media raport Forrestera) pokazują zjawisko z wielu perspektyw i burzą popularne przekonania. Liczby nie są jednoznaczne. Natknąłem się co prawda na opinie, że istnieje 50 procentowa szansa na to, że w okresie 45 lat urządzenia korzystające z dobrodziejstw Sztucznej Inteligencji będą w stanie wykonywać WSZYSTKIE ludzkie działania, a w okresie 120 lat zautomatyzowane zostanie każde miejsce pracy. Wedle opinii oksfordzkiego profesora Michaela Osbourne specjalizującego się w problematyce machine learning, w ciągu najbliższych 20 lat maszyny mogą zastąpić około 47 procent naszych miejsc pracy. Innymi słowy, człowiek nie będzie miał nic do roboty. Na dzisiaj przemawiają do mnie jednak prognozy analityków, według których maszyny w ciągu najbliższych czterech lat mogą wyeliminować ok. 6 procent miejsc pracy. Nie jest to ciągle zatrważająca liczba, biorąc pod uwagę korzyści i możliwości, które mogą się pojawić. Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych automatyzacja spowoduje stratę 9,1 mln miejsc pracy do 2025 roku. Szacowany potencjał miejsc pracy do automatyzacji w Japonii to 55 proc., Indiach 52 proc., Chinach 51proc., a w USA 46 proc. W mojej ocenie ciągle nie jest to dużo.

Nie wszyscy muszą się martwić

W rozważaniach dotyczących rynku pracy ważna jest szersza perspektywa, która uwzględnia chociażby takie czynniki jak: charakter wykonywanej pracy, rodzaj stanowisk i wykształcenie pracowników. O tym, że to wszystko ma znaczenie, świadczy przykładowo opracowanie McKinsey Global Institute. Przyglądając się poniższym danym, szybko można spostrzec, że potencjalnie negatywne skutki robotyzacji i automatyzacji mogą dotyczyć określonych grup pracowników. O swoją przyszłość mogą więc martwić się kierowcy (wydaje się to jasne, gdy weźmiemy pod uwagę dynamiczny rozwój technologii pojazdów autonomicznych). Natomiast negatywne zmiany w niewielkim stopniu dotkną lekarzy, prawników, nauczycieli. Można podsumować to tak: prace, w których liczą się relacje międzyludzkie, kreatywność, inteligencja emocjonalna zagrożone nie będą, a nowoczesna technologia może być nawet poważnym sprzymierzeńcem w trakcie wykonywania wielu czynności zawodowych.

Roboty trzeba naprawiać

Przyglądając się możliwościom związanym z pracą przyszłości, można dojść do banalnego wniosku.  Jeśli prawdą jest, że powszechna robotyzacja stanie się faktem, to oznacza, że nawet najnowocześniejsze maszyny będą narażone na usterki, ich oprogramowanie będzie wymagało aktualizacji, a serwisowanie będzie generowało produkcję nowych części, urządzeń i konieczność ich montażu. Spora grupa specjalistów, którzy dzisiaj nie stanowią nawet odsetka wśród grup zawodowych, musi prędzej czy później zadebiutować na rynku pracy. Są branże, które staną się beneficjentem tego procesu w pierwszej kolejności: przemysł motoryzacyjny, transport, logistyka, elektronika, robotyka czy energia odnawialna. Pojawią się nowi producenci, inżynierowie, serwisanci, profesjonaliści wyposażeni w nowe kompetencje zatrudniani w wielu nowych firmach. Niektóre badania wskazują, że każdy robot generuje średnio trzy nowe stanowiska pracy (na nie powołuje się między innymi Mynual Khan w swoim artykule dotyczącym zmian, jakie nas czekają.)

Musimy się od kogoś uczyć

Wraz z robotyzacją wzrośnie zapotrzebowanie na nowe umiejętności techniczne. Bardzo ciekawą grupę nowych profesjonalistów będą tworzyć trenerzy, czyli osoby odpowiadające za nauczanie całych systemów Sztucznej Inteligencji. Będą to osoby łączące wiele kwalifikacji i kompetencji: programisty, psychologa, coacha. Trenerzy nie muszą zajmować się tylko ludźmi, pomagając im w zrozumieniu jak działa najnowsza technologia, jak obsługiwać dany sprzęt. Google już dzisiaj zatrudnia specjalistów, których głównym zadaniem jest uczenie urządzeń pracujących na podstawie algorytmicznej, szybszego i sprawniejszego działania.

Trenerzy będą więc współpracować z algorytmami czy sieciami neuronowymi dbając o to, by te ostatnie coraz lepiej rozumiały i odwzorowywały ludzkie zachowania. Chatboty, czyli narzędzia które zdominują rynek obsługi klienta, będą przechodzić lekcje interakcji z człowiekiem, tak by komunikacja była naturalna, czyli obejmowała całą gamę zachowań, łącznie z ludzkimi emocjami. Algorytmy będą więc trenowane, by zachować się odpowiednio w sytuacjach komplikujących nasze życie. Jeśli zgubię dokumenty, przebywając w jakimś bezzałogowym hotelu na końcu świata pierwszy kontakt jaki nawiążę, będzie to zapewne kontakt z chatbotem lub fizycznym robotem na biurkiem recepcji. Jego zadaniem będzie uspokojenie mnie, analiza sytuacji, udzielenie mi odpowiednich wskazówek, psychiczne wsparcie, skierowanie do właściwych osób. Kontakt z takimi maszynami to nasza przyszłość. By nie był on zubożony o ludzkie emocje będą potrzebni właśnie specjalni trenerzy. Będą zatrudniać ich też koncerny produkujące osobistych asystentów, takich chociażby jak Alexa, która pyta nas o nasze zdrowie i samopoczucie. Przy okazji: stwierdzenie, że maszyny nigdy nie będą zdolne do przeżywania ludzkich emocji i uczuć, staje się w tym momencie dyskusyjne. Ale to temat na osobny tekst.

Etycy nowych czasów

Unia Europejska od początku tego roku pracuje nad rozporządzeniami, które miałyby chronić konsumenta przed niepożądanym działaniem Sztucznej Inteligencji. Nowe przepisy (mogą wejść w życie już w 2018 roku) mają między innymi określać zasady orzekania na rzecz osób, ponoszących szkodę w wyniku działania urządzeń pracujących wyłącznie w oparciu o algorytmy. Oprócz tego, nowe regulacje mają dotyczyć udostępniania naszych danych osobowych maszynom (o inicjatywach ustawodawczych Unii Europejskiej, które są konieczne dla naszego poczucia komfortu i bezpieczeństwa przeczytasz tutaj). Przy okazji, w tej interesującej sytuacji pojawia się miejsce na nowe kompetencje, a nawet stałe stanowisko pracy. Będzie je piastować osoba, której zadaniem będzie bieżący monitoringi treści generowanych przez chatboty, czy obserwowanie czynności wykonywanych przez roboty. Nowi etycy będą więc sprawdzać aplikacje i maszyny pod kątem wystąpienia możliwych komplikacji prawnych. Osoby te z pewnością mogą liczyć na zatrudnienie w firmach świadczących usługi telekomunikacyjne i wszelkich podmiotach zajmujących się zautomatyzowaną obsługą. Etyków do pracy werbuje już dzisiaj Google (w Londynie powołał specjalny oddział DeepMind Ethics and Society zajmujący się szeroko pojętymi kwestiami etycznymi związanymi ze Sztuczną Inteligencją). I będą na nich zgłaszać zapotrzebowanie te wszystkie firmy, które do wytwarzania swoich produktów i usług używają robotów, botów czy wirtualnych asystentów.

Zbieracze danych

Cała Sztuczna Inteligencja pracuje w oparciu o przetwarzanie masy danych. Niektóre z nich należy urządzeniom po prostu dostarczyć. Przykładem może być proces, w którym urządzenia uczą się rozpoznawania ludzkiej twarzy, bazując na wielkich zbiorach fotografii. W przyszłości będą potrzebni pracownicy, których jedynym zadaniem będzie gromadzenie danych, po to by móc nimi „nakarmić” maszyny czy wszelkiego rodzaju urządzenia operujące w oparciu o duże zbiory rozmaitych informacji. Zapotrzebowaniu na dane może wykreować całą branżę, która będzie systematycznie generować masowe miejsca pracy.

Technologia zmienia wszystko

Wymieniłem zaledwie kilka przykładów, ale jestem przekonany, że proces tworzenia się zapotrzebowania na nowych specjalistów nie będzie miał granic.

Sztuczna Inteligencja jest złożonym trendem. Stwierdzenie, że konieczną konsekwencją automatyzacji procesów biznesowych będzie naruszenie porządku społecznego jest prawdą połowiczną. Trudno oczywiście orzekać, czy stuprocentową rację będą mieli ci, którzy twierdzą, że każde zlikwidowane w wyniku robotyzacji stanowisko zostanie zastąpione trzema nowymi. Pewne jest natomiast to, że Sztuczna Inteligencja stworzy szansę milionom ludzi, uwalniając ich od powtarzających się czynności, motywując do zdobywania nowej wiedzy, budząc intelektualne wyzwania, ucząc zupełnie nowych rzeczy. Nowa technologia, która przykłada rękę do ewolucji, która się dzieje, nie jest ani dobra, ani zła. Może stać się taką w we właściwych lub niewłaściwych dłoniach.